Zażalenie trafiło do Sądu Rejonowego w Białymstoku. Jak wynika z informacji uzyskanych tam przez PAP, termin jego rozpoznania nie został jeszcze wyznaczony. Do zdarzenia, którego okoliczności wyjaśniała prokuratura, doszło w połowie października ubiegłego roku. Mężczyzna jadący nad ranem samochodem przez centrum Białegostoku ciągnął za autem psa na lince zaczepionej za obrożę. Linka, zaczepiona z drugiej strony o jakiś element pojazdu, w pewnym momencie urwała się i zwierzę pozostało na jezdni. Pies nie przeżył. Policja zatrzymała kierowcę, który okazał się właścicielem zwierzęcia. Jednak nie postawiła mu zarzutów, uznając, że był to nieszczęśliwy wypadek, a kierowca nie miał świadomości, że ciągnie psa za samochodem. Kiedy do sprawy włączyło się w charakterze pokrzywdzonego Towarzystwo Opieki nad Zwierzętami (TOZ), zlecone zostały policji przez prokuraturę dodatkowe czynności. Chodziło m.in. o przeprowadzenie eksperymentu, który dałby odpowiedź na pytanie, czy możliwe jest, by kierowca nie zauważył, że ciągnie psa za samochodem. Wśród dowodów zebranych w ramach takiego poszerzonego dochodzenia był m.in. miejski monitoring, wyniki eksperymentu procesowego, a nawet badanie kierowcy wariografem. Ostatecznie Prokuratura Rejonowa Białystok-Północ doszło do wniosku, że w działaniu właściciela psa i jednocześnie kierowcy nie było cech przestępstwa i z tego powodu na początku stycznia umorzyła postępowanie. W jej ocenie, nie było bowiem świadomej próby uśmiercenia zwierzęcia, lecz splot nieszczęśliwych okoliczności. Uznała za możliwe, iż pies zerwał się z uwięzi, leżał przy lub pod samochodem i przypadkowo zaczepił się linką o jakiś jego element, a gdy kierowca ruszył z miejsca, to nie widział, że ciągnie za autem zwierzę. TOZ to postanowienie zaskarżyło. "Nie dajemy wiary tym wszystkim ustaleniom" - powiedziała PAP prezes białostockiego oddziału Towarzystwa Anna Jaroszewicz. W jej ocenie, wykonane czynności sprawdzające, eksperymenty procesowe, nie wyjaśniły w sposób jednoznaczny, jak doszło do tego zdarzenia, a przede wszystkim - jak podkreśliła - "jak ten pies się tam sam zawiązał". "Dlatego chcielibyśmy, żeby tę sprawę rozstrzygnął jednak sąd, bo jest zbyt wiele niewiadomych" - dodała Jaroszewicz. Wobec złożonego przez TOZ zażalenia sąd zdecyduje, czy rzeczywiście są okoliczności, które powinny być nadal w tej sprawie badane przez prokuraturę.