"Nie poznaję kolegów. Od startu kampanii wyborczej nagle przypomnieli sobie o koalicjancie. Takiej miłości nie zaznawaliśmy od początku kadencji. Podejrzewam, że to dopieszczanie nas ma związek z tym, kogo poprzemy przed drugą turą" - mówi półżartem jeden z ludowców. Na dowód przytacza historię: kiedyś przygotowania do posiedzeń rządu zawsze odbywały się bez Pawlaka, uczestniczyli w nich tylko premier Donald Tusk oraz ministrowie Michał Boni i Maciej Berek. Teraz to się zmieniło, termin przygotowań jest dopasowywany do kalendarza Pawlaka. Jeden z rozmówców "Wprost" z kierownictwa PSL twierdzi, że politycy Platforma sięgali już także i po argumenty grubszego kalibru. Bronisław Komorowski jeszcze przed rozpoczęciem kampanii miał sondować Pawlaka w sprawie koalicji po wyborach parlamentarnych. "Mówił, że współpraca PO-PSL powinna być strategiczna. Pytał nawet, czy Waldemar nie chciałby być premierem przez pół kadencji. Pawlak odpowiedział mu na to w swoim stylu: "Propozycja jest ciekawa, ale zależy, o którą połowę chodzi. Bo jeśli o tę drugą, to dziękuję" - relacjonuje rozmówca "Wprost". "O tej ostatniej propozycji nie słyszałem. Zresztą to chyba nie jest możliwe. Przecież Pawlak już wiele razy podkreślał, że teka premiera należy się temu, kto wygrywa wybory. A jeśli chodzi o ocieplanie relacji w koalicji, to mogę powiedzieć krótko: lepiej późno niż wcale" - twierdzi w rozmowie z "Wprost" poseł Stronnictwa Eugeniusz Kłopotek. Jednocześnie przyznaje, że politykom PO może chodzić o zachowanie Pawlaka przed drugą turą. "Sztab Komorowskiego na pewno chciałby, żebyśmy poparli ich kandydata, ale z naszego punktu widzenia takie apele są bez sensu, bo nasi wyborcy i tak podzielą się na zwolenników Komorowskiego i Kaczyńskiego" - mówi.