Polskość Pomorza, a dokładniej jego wschodnie obszary, od zawsze swoją postawą determinowali zamieszkujący je patrioci. Ziemia Michałowska, Lubawska, okolice Brodnicy, Nowego Miasta Lubawskiego i Działdowa, przez dziesięciolecia zaborów skutecznie opierały się germanizacji. Co ważne, w momencie odzyskania niepodległości w 1920 r. około 80% ludności stanowili Polacy. Z polskości słynął przede wszystkim powiat lubawski. Tutaj właśnie powstały silne komórki ZWZ-AK, w czasie okupacji broniące okolic tak skutecznie, iż Niemcom nigdy do końca nie udało się opanować tej ziemi. Kiedy front potoczył się na zachód, zwycięzcy Rosjanie uznali ją za niemiecką, mordując i rabując miejscową ludność, gdyż sami Niemcy zdołali się ewakuować. Komendantury wojenne NKWD wyłapywały nielicznych maruderów, demontując na zdobycznym terenie co się dało, śląc dobytek pokoleń na Wschód. Partyzanci tutejszego dowództwa obwodu Armii Krajowej, nie posiadając żadnych instrukcji jak zachować się wobec nowej władzy, wzięli sprawy w swoje ręce. Tak jak w 1920 r. organizowano jednostki Milicji w pozytywnym tego słowa znaczeniu. Działania były o tyle celowe, co naturalne. Zabezpieczając ludność cywilną, jednocześnie zabezpieczali własny teren przed działaniami odpowiednio indoktrynowanych ludzi, którzy lada chwila mogli pojawić się tutaj z ramienia ludowej władzy. Pomysł dowódcy obwodu AK w Działdowie - Pawła Nowakowskiego, ps. "Leśnik" - aby jego ludzie wstępowali do tworzonych jednostek MO już niebawem miał okazać się wyjątkowo udanym eksperymentem. Andrzej Różycki, ps. "Zjawa" oraz Stanisław Balla, ps. "Sowa" w czasie okupacji niemieckiej walczyli jako dowódcy plutonów w oddziale "Leśnika". Obaj wstąpili do lokalnej MO, poznając struktury nowej władzy. Pomiędzy wieloma innymi osiągnięciami, nieocenione były np. zdobyte przez nich listy konfidentów UB pracujących między Brodnicą i Lubawą. Jednocześnie, pomimo zakonspirowania, pozostając funkcjonariuszami milicji, musieli uczestniczyć, jako osłona, w krwawych operacjach NKWD, jak np. likwidacja znajdujących się na Ziemi Lubawskiej obozów przejściowych dla "wrogów władzy ludowej". Pozostałych przy życiu spędzano do byłych koszar SS w Działdowie, gdzie utworzono regularny obóz koncentracyjny w sowieckim wydaniu. Nic dziwnego, iż musiało wkrótce dojść do spięć, przede wszystkim, czego nie udało się przewidzieć, z przybywającymi do lokalnych jednostek milicji nowych ochotników przygotowywanych w lubelskiej szkole NKWD. Ziejący nienawiścią do AK, wyposażeni w grubo ciosaną, powierzchowną ideologię, poszukiwali wszelkich sposobów na zaostrzenie represji wobec lokalnej ludności. Partyzanci w strukturach MO zajmowali się przede wszystkim likwidowaniem zjawisk kryminalnych, wszechobecnego szabrownictwa i podobnych, znanych z pierwszych miesięcy bezprawia zjawisk. W tym samym czasie, w kwietniu 1945 r. pojawiła się idea utworzenia Ruchu Oporu Armii Krajowej (ROAK), zainicjowana przez pozostającego w konspiracji dowódcę okręgu Pawła Nowakowskiego. Pod pseudonimem "Łysy" objął dowodzenie konspiracyjnym oddziałem, który pierwotnie miał operować na terenie wschodniego Pomorza. Nie zdając sobie sprawy, iż rosyjski wywiad wojskowy dotarł do informacji o podziemnej przeszłości obu milicjantów, nakazał im pozostać w strukturach ludowej władzy. Nadal mieli rozpoznawać jej działalność, gromadzić broń, lekarstwa, dokumentację. Zasoby partyzanckiego arsenału szybko urosły do wielu sztuk nowoczesnej broni automatycznej. Aresztowani w lipcu 1945 r. oczekiwali na wydanie w ręce NKWD. Partyzancka działalność w milicji przyniosła jednak efekty. Różycki i Balla uciekli z więzienia działdowskiego UB, w czasie brawurowej akcji zorganizowanej przez innych partyzantów, wciąż pozostających w szeregach MO. Tym samym, konspiracyjna jednostka ROAK, szybko, jeszcze w październiku 1945 r., zamieniła się w regularny, umundurowany oddział.