Ekipy Chińczyków budują w tej chwili m.in. w Łodzi (około 40 osób) i pod Toruniem (ponad setka). Najczęściej bloki. Murarze, zbrojarze, hydraulicy. Nie mówią po polsku, nie pokazują się na mieście. Kursują na linii budowa - kwatera. Ci ze Stegny do czwartkowego wieczora zajmowali osobno zamykane skrzydło "Sewera" - pogierkowskiego "schroniska młodzieżowego drugiego stopnia". Za noclegi Chińczyków zapłaciła olsztyńska firma Ogulewicz, która prowadzi "leasing pracowników budowlanych o specjalnościach: zbrojarz-betoniarz, cieśla, murarz". Łańcuszek wygląda tak: 1.Deweloper płaci firmie Ogulewicz 17 zł za godzinę pracy robotnika. Gdyby zatrudnił Polaka i dał tylko płacę minimalną, to z ZUS-em, urlopem i ubraniem roboczym wyszłoby co najmniej 25 zł. Te 17 zł pomnożone przez 250 godzin pracy w miesiącu daje 4250 zł. 2.Firma Ogulewicz płaci "pośredniakowi" w Chinach (lub Korei) 600 dolarów - 1320 zł - "od głowy" . Odliczając koszt polskiego ubezpieczenia, wody mineralnej i kombinezonu dla Azjaty, pozostaje zysk ok. 2000 zł. 3.Chiński "pośredniak" wypłaca pracownikowi 300-500 dol. (około 900 zł), zatrzymując jedną trzecią. Dla porównania - polski niewykwalifikowany robotnik budowlany zarabia na Wybrzeżu ponad 2 tys. - Mechanizm "eksportu usług", czyli siły roboczej, jest legalny - wyjaśnia Janusz Grzyb, dyr. departamentu migracji w Ministerstwie Pracy. - Wiemy, że w 2007 r. pracowało tak w Polsce 600 Chińczyków. Wiedza "GW" jest inna: co najmniej 6 tys. I chyba nie wszystko odbywa się legalnie, skoro w czwartek, dzień po wysłaniu przez gazetę prezesowi Ogulewiczowi e-maila z fragmentem artykułu do autoryzacji, do "Sewera" przyjechali z Olsztyna wysłannicy firmy. Pod ich okiem Chińczycy w pośpiechu opuścili ośrodek. Nie zdradzono "GW", dokąd zostali zabrani.