Prokuratura zapewnia, że bada tę wersję zdarzenia - pisze "Gazeta Krakowska". 72-letnia Maria T., suwnicowa dawnej Huty im. Lenina, miała ciężkie życie. Jej mąż zmarł wiele lat temu i została sama z siedmioletnim synem Krzysztofem. - Chłopaka wychowywała jak umiała. Starała się przychylić mu nieba, byleby tylko miał wszystko, czego zapragnie - wspomina Krystyna G., sąsiadka z tej samej klatki w bloku na os. Kazimierzowskim w Nowej Hucie. Doskonale pamięta Marię T., bo razem wprowadziły się do swoich mieszkań w połowie lat 60. Później kobiety poznały się lepiej, ale serdeczne relacje nawiązały dopiero niedawno. - Pani Maria pomagała mi czasem w opiece nad moją niedawno zmarłą mamą - opowiada kobieta. Bywało, że Krystyna G. zapraszała do siebie Krzysztofa T., ale on zawsze był zamknięty w sobie, mało towarzyski, przeważnie milczący. Mijał sąsiadów bez słowa. Skończył technikum budowlane i przez lata dorabiał sobie na budowach jako malarz. Ostatnio stracił stałą pracę, zobojętniał na świat i nie dbał nawet o zasiłek dla bezrobotnych. - Lubił się napić, ale raczej w samotności - przyznaje 79-letni Tadeusz Dziatkowiec, wujek mężczyzny. Nie kryje, że siostra kochała syna nad życie. - Gdy Krzysiek był w wojsku i zachorował, to Maria była u jasnowidza, który poradził jej, by ratowała jedynaka i zabrała go z wojskowego szpitala. Zrobiła tak w ostatniej chwili - wspomina emerytowany krawiec. Potem kobieta też nie szczędziła starań i pieniędzy, by syn miał coś dobrego do jedzenia, lepsze ubranie. Ciągle powtarzała, że jest dla niej najważniejszy. - To była trochę taka małpia miłość, by nie powiedzieć zaślepienie, a Krzysiek w sumie niewiele robił, by się odwdzięczyć matce - dodaje anonimowo jeden z sąsiadów. Nie tylko Dziatkowiec nie wie co się mogło zdarzyć w to tragiczne niedzielne popołudnie. A fakty są przerażające. Pod wieczór wracająca z kościoła jedna z sąsiadek Marii T. usłyszała jęki i wołanie o pomoc. Wezwała policję, a ta straż pożarną, by wyważyć drzwi i wejść do mieszkania staruszki. Nagle drzwi otworzył Krzysztof T. Był zakrwawiony. Na na podłodze leżał młotek, którym wcześniej zadał trzy ciosy w głowę matki. Ciężko ranną kobietę przewieziono do szpitala i uratowano jej życie. Gdy odwiedziliśmy ją na Oddziale Rehabilitacji Szpitala im. Rydygiera w Krakowie powiedziała nam, że powoli wraca do zdrowia. - Siostra nie wie co się stało. Myśli, że miała wylew - przyznaje jej brat. Na razie nie miał odwagi powiedzieć jej prawdy. - Ale chyba przyjdzie taki moment - nie kryje. Maria T. stara się usprawiedliwiać syna. Krzysztof T. trafił do aresztu tymczasowego. - Postawiliśmy mu zarzut usiłowania zabójstwa matki. Przyznaje się do winy, ale mówi, że niczego nie pamięta - informuje prokurator Ryszard Święch z Prokuratury Rejonowej w Nowej Hucie. Mieszkańcy bloku zdradzają anonimowo, że 43-latek chciał zabić matkę, bo niezwykle pobożna kobieta starała się go ewangelizować i stale zmuszała do słuchania Radia Maryja. - Ja w to nie wierzę, chociaż faktycznie Maria T. stale brała udział w spotkaniach kółka różańcowego w naszym kościele - przyznaje Krystyna G. Inny sąsiad dodaje, że kobieta więcej czasu spędzała w kościele niż w domu. - Nie ma się co dziwić, że syn nie wytrzymał tej presji, chociaż jego matka pewnie chciała dla niego jak najlepiej - uważa. Prokurator Święch potwierdza, że badany jest taki motyw działania podejrzanego. - Więcej będziemy wiedzieć po obserwacji psychiatrycznej Krzysztofa T., na której właśnie przebywa - podkreśla. Mężczyźnie grozi co najmniej osiem lat więzienia lub kara dożywocia.