- Policjanci oświadczyli, że przyszli do mnie, by wręczyć mi wezwanie na przesłuchanie w charakterze świadka. (...) Nie może być tak, że ofiara reżimu komunistycznego, właśnie dlatego, że jest ofiarą tego reżimu i dostaje order od prezydenta RP, musi znosić cierpienia swojej matki nachodzonej przez policję państwową - powiedział podczas konferencji prasowej Celiński. Podkreślił, że nie ma pretensji do samej policji, ani do policjantów, którzy przekazali matce wezwanie dla niego. - Zachowali się w sposób profesjonalny, byli wobec niej grzeczni, zresztą moja matka zna tych ludzi i oni znają ją. Nie są w tej sprawie winni - powiedział Celiński, dodając, że ma pretensje do samego IPN, który "wysłał" policjantów z wezwaniem. - Na razie sprawdzamy, czy taki fakt w ogóle miał miejsce - powiedział rzecznik IPN Andrzej Arseniuk, zaznaczając, że doręczanie wezwania na przesłuchanie za pośrednictwem policji jest zgodne z przepisami. Polityk SdPl mówił w Katowicach, że największą cenę za jego działalność opozycyjną płaciła jego rodzina, m.in. matka. - Oddaję ten krzyż panu prezydentowi, niech sobie zrobi z nim co zechce. On nie jest godny, żeby taki krzyż mi wręczyć to się okazało wczoraj wieczorem - ocenił, pozostawiając odznaczenie w siedzibie miejskiej organizacji SLD w Katowicach. Celiński wyjaśnił, że położony na odludziu dom jego matki policjanci odwiedzili w czwartek dwukrotnie. Matka polityka była sama w domu - według jego relacji, miała do niego przestraszona telefonować, informując o wizycie policjantów. Pierwotnie odprawiła funkcjonariuszy, którzy po godzinie przyszli ponownie, by dostarczyć wezwanie z Instytutu Pamięci Narodowej. Celiński podkreślił, że IPN uznał go za ofiarę systemu komunistycznego. - Zdaje się, że uznał to także prezydent Lech Kaczyński, mój kolega z "Solidarności", który wręczył mi Krzyż Komandorski Orderu Odrodzenia Polski, uznając moje zasługi w walce z komuną i najpewniej wiedząc, że za różne rzeczy różne ceny się płaci. Najwięcej płaciła moja rodzina, w tym moja matka - mówił polityk SdPl. Pytany przez dziennikarzy, jaka satysfakcja ze strony rządzących mogłaby zmienić jego decyzję, ocenił, że będzie ją miał, jeśli "Polacy przepędzą ich precz z polskiej polityki i zmienią te ustawy, które przynoszą więcej szkód niż pożytku". Celiński przypomniał, że na ustawę lustracyjną w obecnym kształcie zgodziły się zarówno środowiska PiS, jak i PO. - Przestrzegaliśmy w małym środowisku opozycji demokratycznej lat siedemdziesiątych, że dobrych owoców to nie przyniesie, podzieli Polaków jeszcze bardziej, zakładanych celów nie zrealizuje, a spuści na Polskę mnóstwo rozmaitych kłopotów, niepotrzebnych zadrażnień, niezawinionych kar - powiedział Celiński. Jego zdaniem, dostarczane przez policjantów wezwanie na przesłuchanie było niepotrzebne, ponieważ kilka dni temu ustalił telefonicznie jego datę z chcącym go przesłuchać prokuratorem IPN, potwierdził też później termin pocztą elektroniczną. Polityk ma być świadkiem w sprawie o warunki internowania zaskarżone przez znaną mu osobę, z którą wspólnie przebywał w obozie. Celiński otrzymał order we wrześniu 2006 roku. Kancelaria Prezydenta nie komentuje sprawy.