- Jestem szczęśliwy, że wreszcie zapadła decyzja, o którą zabiegałem od połowy lat 90. - powiedział emerytowany generał, obecnie wykładowca prof. Stanisław Koziej. Jego zdaniem decyzję o profesjonalizacji armii, którą należało podjąć już wcześniej, np. gdy Polska wstępowała do NATO - wymusiły doświadczenia z Iraku. - Oficerowie po tej misji stworzyli masę krytyczną, która doprowadziła do tego, że politycy odważyli się tę decyzję podjąć, a planiści Sztabu Generalnego ją zaproponować - powiedział Koziej. Szef BBN Władysław Stasiak podkreślił, że, aby zbudować zawodowe siły zbrojne "trzeba dotrzeć do ludzi, przekonać ich, zbudować prestiż, pokazać atrakcyjność służby wojskowej". Zaznaczył, że należałoby przyjmować ludzi o silnej motywacji do służy wojskowej, "oczywiście nie w sensie dewiacyjnym". - To jedno z najtrudniejszych zadań, jak zmienić dotychczasowy system, nastawiony na pobieranie ludzi, którzy muszą iść do wojska - zgodził się Koziej. Dodał, że wojskowe komendy uzupełnień, nastawione na czysto techniczne działania poboru i wcielenia, trzeba zastąpić strukturami rekrutacyjnymi. "Tego się nie da zrobić szybko" - przestrzegł. Według Kozieja w początkowym okresie armia może liczyć na tych, którzy już służyli jako żołnierze służby zasadniczej i nadterminowej, jednak z czasem trzeba będzie przekonać ludzi, którzy takich doświadczeń nie mają. Jego zdaniem projekt obniżenia wymagań wobec oficerów - licencjat zamiast magisterium - może wynikać z obaw przed trudnościami z rekrutacją. Wyraził nadzieję, że jest to pomysł na okres przejściowy. Koziej zaznaczył, że "każda złotówka wydana na armię zawodową przynosi lepsze efekty operacyjne niż w przypadku armii z poboru", zarazem wojsko zawodowe kosztuje więcej, zatem "armia zawodowa musi być zdecydowanie mniejsza". Ryzyko związane z rządowym programem profesjonalizacji Koziej dostrzega w przewidywanym zmniejszeniu wydatków na modernizację techniczną. - Obecnie ich udział w budżecie MON wynosi 25 procent, przewiduje się, że zostaną obniżone do 20 procent, a powinniśmy, jako armia na dorobku, wydawać na ten cel jedną trzecią budżetu obronnego - powiedział. Według Stasiaka należy "przeorać budżet MON i zracjonalizować wydatki", policzyć koszty profesjonalizacji, a wtedy, mając uzasadnienie, można liczyć na zwiększenie wydatków przez Sejm, podobnie przy nakładach na służby podległe MSWiA. Szef BBN ubolewał, że w spotkaniu nie wziął udział przedstawiciel MON. Dyskusję pt. "Profesjonalizacja Wojska Polskiego i promocja armii zawodowej" zorganizował w centrum konferencyjnym PAP portal internetowy gruparezerwy.pl. Według planów rządu od 2010 roku polskie wojsko ma się składać z samych zawodowców. Armia ma liczyć maksymalnie 120 tys. osób, łącznie z siłami rezerwy. Ostatnie wcielenie jest planowane na grudzień bieżącego roku, tak by ostatni żołnierze z poboru skończyli służbę we wrześniu 2009. MON zapowiada też zmiany w strukturze. Ze 126 garnizonów w ciągu kilku lat ma zostać 112, trzy są przewidziane do likwidacji - z tego jeden jeszcze w tym roku. Do 2018 roku 20 garnizonów ma zostać połączonych w dziewięć większych.