W środę przed sejmową komisją śledczą mająca wyjaśnić sprawę Amber Gold zeznawała prezes gdańskiego sądu apelacyjnego Anna Skupna. "Czy w sprawie zaniechań i opóźnień jakie działy się w badaniu sprawy Amber Gold, pani, jako najważniejsza osoba w gdańskim sądownictwie, podejmowała jakieś działania?" - zapytał Skupną Marek Suski (PiS) na początku przesłuchania. Skupna odpowiedziała, że po ujawnieniu afery "przeprowadzono w sposób bardzo intensywny czynności nadzorcze, było bardzo wiele lustracji, bardzo wiele działań naprawczych, była również wizytacja z Sądu Okręgowego w Poznaniu, zlecona przez ministra". Suski wskazał, że było to w roku 2012. "Ale afera zaczęła się od 2009 roku" - zaznaczył. "Tak, tylko, że my nie wiedzieliśmy o tej aferze (...) nie było żadnych sygnałów, ani z lustracji, ani z wizytacji, ani z jakichś pism, czy z innych okoliczności, które wskazywałyby, że dojdzie do takiej afery" - powiedziała Skupna. Jak dodała, "szkoda, że nie wiedzieliśmy". Poseł zapytał też świadek, "w związku z czym" nazywają ją w Gdańsku "Carycą" albo "Baronową". "Należałoby zapytać autorów pewnego artykułu, bo w gdańskim wymiarze sprawiedliwości takie określenie nie funkcjonuje. (...) Jestem prezesem, Anną Skupną" - odpowiedziała świadek. Suski zapytał też, czy z obowiązku reprezentowania sądu - jaki spoczywa na prezesie - wynikał też "obowiązek bywania na trybunie zespołu piłkarskiego". "To nie był obowiązek służbowy, to była moja wizyta prywatna (...) nie byłam na meczu po to, żeby spotkać się z politykami. Byłam po to, by w Gdańsku, gdy wybudowano piękny stadion, zobaczyć ten stadion, zobaczyć mecz. Nie wiem, czy tam byli politycy. Ja nie chodziłam na mecze Lechii" - powiedziała Skupna. Już podczas wcześniejszych posiedzeń komisji posłowie pytali innych świadków - b. prezesa Sądu Okręgowego w Gdańsku Ryszarda Milewskiego oraz b. szefa Prokuratury Okręgowej w Gdańsku Dariusza Różyckiego - o obecność w loży VIP stadionu na meczach Lechii Gdańsk.