W styczniu 2004 r. "GW" w artykule "Facet, który wie, co robi" napisała, że Hasiński, kierujący ośrodkiem od 1997 r., "podporządkował poznańską telewizję swoim interesom politycznym (SLD) i prywatnym (żony)". Przedstawiając go jako "kolegę Roberta Kwiatkowskiego", ówczesnego prezesa TVP, "GW" pisała, że ma on "słabość do polityków lewicy". Przed wyborami do Sejmu w 2001 r. sztab PO złożył nawet protest przeciw uprzywilejowaniu SLD w lokalnej TVP. Zdaniem "GW", dwóch dziennikarzy ukarano zaś za niezamieszczenie wypowiedzi polityków SLD w jednej z relacji. O żonie Hasińskiego - Wandzie Namysł "GW" pisała, że jeszcze przed ślubem w 2002 r. "otrzymywała najbardziej intratne zlecenia". Była m.in. w Malezji. "Ponieważ Wanda nie mówi po angielsku, gorączkowo szukano operatorów kamer znających ten język" - pisano. Według "GW", miała ona też być "dopisywana do prawie wszystkich wysokobudżetowych programów produkowanych dla Warszawy, choć nie we wszystkich produkcjach brała udział". Potem "GW" napisała, że po jej artykule zarządzono śledztwo w poznańskiej TVP i "tropiono dziennikarzy, którzy anonimowo wypowiedzieli się w reportażu "GW". "Szukając źródeł przecieków, kierownictwo może sięgnąć po billingi rozmów telefonicznych swoich dziennikarzy" - dodawała "GW". Hasiński z żoną uznali, że artykuły naruszyły ich dobra osobiste i pozwali wydawcę "GW", redaktora naczelnego Adama Michnika, autora artykułów oraz szefa poznańskiego dodatku "GW". W pozwie wnieśli m.in. do sądu, by zakazał on pozwanym dalszego naruszania ich dóbr osobistych. W środę szef administracji poznańskiej TVP zeznał, że nikt mu nie polecał sprawdzania źródeł "przecieku", w tym billingów dziennikarzy. W procesie zeznawała już wcześniej m.in. Agata Ławniczak, były dyrektor programowy ośrodka poznańskiego (zwolniona za Hasińskiego w ramach zwolnień grupowych jedna z ujawnionych informatorek "GW"). Jak się dowiedziała PAP, doszło wtedy do ostrych spięć między nią a powódką; emocje obu kobiet musiał powściągać sąd. Powódka powiedziała w środę dziennikarzowi PAP, że cała sprawa to "zemsta Agaty Ławniczak". Hasiński (nieobecny w sądzie; walczy z poważną chorobą) tłumaczył w inkryminowanym artykule "GW", że misją telewizji publicznej jest "pokazywanie polityków". Podkreślał, że wygrał konkurs na szefa za czasów poprzednika Kwiatkowskiego, Ryszarda Miazka. Zaprzeczał zarzutom gazety co do żony. Pozew stwierdza, że to "długoletnie doświadczenie dziennikarskie", a nie wpływy męża, umożliwiło jej otrzymywanie intratnych propozycji TVP. Pełnomocnik pozwanych mec. Piotr Rogowski złożył wniosek, by sąd wystąpił do TVP o dokumentację zarobków powódki. Ona sama nie jest temu przeciwna, bo "nie ma nic do ukrycia". Dodała, że kontrole wewnętrzne TVP nie wykazały żadnych nieprawidłowości. Podkreśliła, że pozycję w TVP wypracowała sama, na długo zanim została żoną Hasińskiego, a "GW" nie kontaktowała się z nią przed publikacją, w której "prawdą jest tylko to, że dużo pracowałam". Zapewniła, że mąż "widział Kwiatkowskiego kilka razy" i że nie był związany z żadną partią.