"Mariusz Kamiński w swoim krasomówczym wystąpieniu podzielił okres pracy Agencji na dwa przeciwstawne tematy: z jednej strony rzekomo inwigilowaliśmy opozycję i dziennikarzy, a z drugiej strony ostentacyjnie nie wyjaśnialiśmy katastrofy smoleńskiej (...). Nie było to prawdziwe" - mówił Bondaryk w czwartek w Radiu Zet, odnosząc się do wypowiedzi ministra koordynatora służb specjalnych Mariusza Kamińskiego, prezentującego w zeszłym tygodniu w Sejmie wnioski z audytu po rządach koalicji PO-PSL. Zarzuty Kamińskiego Według słów Kamińskiego z 11 maja, służby koncentrowały działania na internautach niezadowolonych z wyjaśniania sprawy Smoleńska przez ówczesny rząd, a motywowano je rzekomym zagrożeniem terrorystycznym dla prezydenta Bronisława Komorowskiego, ABW nie posiadała jednak żadnej informacji, że ktokolwiek przygotowuje taki zamach. Dodał, że w tej sprawie inwigilowano m.in. środowisko "obrońców krzyża" na Krakowskim Przedmieściu, blogerów "Salonu 24" i członków "Strzelca", a czynności osobiście zlecał i nadzorował Bondaryk. Na jego polecenie funkcjonariusze ABW mieli przygotować specjalną prezentację multimedialną dla najważniejszych osób w państwie (nie odnaleziono jej) sporządzoną na podstawie materiałów filmowych; jej celem było ukazanie zagrożenia płynącego ze środowiska obrońców krzyża - mówił Kamiński. "Według oświadczeń funkcjonariuszy ABW Krzysztof Bondaryk, przeglądając materiały filmowe, osobiście wskazywał do identyfikacji osoby określane przez niego mianem prowokatorów" - mówił Kamiński. "Rozpoznawanie środowisk ekstremistycznych" Według Bondaryka działalność służb wokół marszu "Obudź się Polsko", organizowanego przez opozycyjny wówczas PiS, Solidarność i środowiska Radia Maryja, to "nie było rozpoznawanie legalnych demonstracji; natomiast zajmowaliśmy się - zgodnie z prawem, ustawą o ABW i zasadami oraz potrzebami bezpieczeństwa wewnętrznego kraju - rozpoznawaniem środowisk ekstremistycznych, nazistowskich i mową nienawiści czy też sprawami związanymi z zagrożeniem terrorystycznym". Kamiński mówił, że ABW zbierała szczegółowe informacje o uczestnikach tych demonstracji, a nawet o firmach przewozowych i numerach rejestracyjnych autokarów, którymi demonstranci zmierzali do stolicy. "W tym zakresie często dochodzi do udziału ekstremistów w zgromadzeniach publicznych - także wywołujących pewnego rodzaju napięcia społeczne. Okres 2010 r. po katastrofie smoleńskiej był niezwykle emocjonalny, bardzo trudny dla wszystkich. ABW wspierała BOR i policję. Zawsze w takich sprawach współdziałamy razem. Nie było natomiast żadnych elementów inwigilacyjnych nakierowanych na rozpracowanie poszczególnych działaczy opozycji, czy też księży, czy środowisk wyrażających swoje polityczne niezadowolenie z rozwoju sytuacji" - zapewnił b. szef ABW. Oświadczył też, że nie są prawdą słowa Kamińskiego o agencie ABW w środowisku "obrońców krzyża". "To nie jest prawda, nie umieszczaliśmy żadnych agentów w tych środowiskach". "Obrońcy krzyża nie byli inwigilowani" Pytany o słowa Kamińskiego, jakoby inwigilowany miał być ks. Stanisław Małkowski prowadzący modlitwy pod krzyżem przed Pałacem Prezydenckim, Bondaryk oświadczył: "Zaprzeczam, nie był w ogóle inwigilowany on ani obrońcy krzyża". "Zostali rozpoznani kim są - i tyle. Imię i nazwisko wystarczy. Jeśli mamy osoby występujące w pobliżu obiektów rządowych, państwowych, to policja czy straż miejska musi wiedzieć, kto to jest. Czy stanowią zagrożenie, czy są to osoby demonstrujące polityczne przekonania, czy są to osoby niezrównoważone psychicznie. Jak pamiętamy, pod krzyżem dochodziło do różnych zdarzeń, które wymagały uwagi służb państwowych. Także do zachowań ekstremistycznych. Przykład - obrzucenie fekaliami tablicy pamiątkowej" - powiedział. To samo na marszach KOD? Pytany, czy nie dziwiłoby go, gdyby dziś ABW w taki sposób rozpoznawała uczestników zgromadzeń Komitetu Obrony Demokracji albo osób pikietujących przed kancelarią premiera, Bondaryk odparł: "Nie tyle nie dziwi, ale też wcale nie niepokoi". "Wszystkie pragmatyczne działania porządkowe służb porządku publicznego i służb bezpieczeństwa w Polsce od wielu lat są oparte na tych samych schematach. Policja prowadzi sztaby zabezpieczające te demonstracje, a służby są w tych sztabach i współpraca idzie tak, jak do tej pory zawsze" - mówił. Bondaryk powiedział też, że marsze w obronie życia "nie były inwigilowane, nie były śledzone" - podobnie jak zgromadzenia na cześć Żołnierzy Wyklętych. Odnosząc się do tej ostatniej grupy zgromadzeń, Bondaryk dodał, że niektórzy ich uczestnicy byli znani ABW "z ekstremistycznych zachowań wcześniej - czy to związanych ze środowiskami nazistowskimi, czy z bardzo dziś modnymi środowiskami ONR-owskimi". Sprawa katastrofy smoleńskiej Kamiński mówił, że po katastrofie smoleńskiej ABW nie podjęła żadnych działań operacyjnych, których celem byłoby ustalenie jej okoliczności i przyczyn; aktywność ograniczała się do wykonywania prostych czynności procesowych. Podał, że po 10 miesiącach ABW przekazała prokuraturze zdjęcia satelitarne z miejsca katastrofy, otrzymane dwa dni po niej od amerykańskich służb. ABW nie przekazała też swoich informacji o remoncie samolotu kilka miesięcy przed katastrofą - mówił minister. Komentując ten zarzut, Bondaryk uznał, że "te twierdzenia Mariusza Kamińskiego są obraźliwe dla wszystkich funkcjonariuszy ABW. Po katastrofie smoleńskiej ABW jako pierwsza włączyła się do wyjaśniania zachowań państwowych w tym obszarze". "Gdyby było inaczej, nie doczekałbym się podziękowań od zastępcy szefa kancelarii prezydenta Lecha Kaczyńskiego, pana Jacka Sasina, za wspieranie kancelarii i za udział w wyjaśnianiu katastrofy" - powiedział, demonstrując prowadzącej rozmowę list Sasina z takimi podziękowaniami. Co do remontu samolotu Bondaryk wskazał, że te kwestie należą do innych służb, np. BOR.