Pion śledczy IPN oskarżył K. o to, że w 1950 r. w areszcie Ministerstwa Bezpieczeństwa Publicznego zastosował wobec więzionego działacza opozycyjnego Stronnictwa Pracy Józefa Kwasiborskiego dwudniowe przesłuchanie non stop, bez przerw na sen, by załamać go i zmusić do samooskarżenia. Pokrzywdzony przeszedł załamanie nerwowe. IPN zakwalifikował ten tzw. konwejer jako fizyczne i moralne znęcanie się funkcjonariusza państwa komunistycznego nad osobą pozbawioną wolności z przyczyn politycznych. W 2013 r. Sąd Rejonowy Warszawa-Mokotów skazał K. na dwa lata więzienia (prokurator IPN wnosił o cztery lata). Przy wymiarze kary sąd uwzględnił karalność oskarżonego. "Kara jest adekwatna i sprawiedliwa" - dodała sędzia Katarzyna Anna Kruk. W apelacji obrona K. wniosła albo o uniewinnienie, albo o umorzenie sprawy z powodu przedawnienia jego czynu. Adwokat twierdził, że córka Kwasiborskiego (zmarł w 1980 r.) składała rozbieżne zeznania w śledztwie i na procesie. Obrona podkreślała, że K. działał "w ramach swych obowiązków". IPN wnosił o oddalenie apelacji. Sąd Okręgowy w Warszawie uznał, że wyrok SR jest słuszny, a apelacja niezasadna. W uzasadnieniu SO przyznano, że podczas śledztwa córka pokrzywdzonego nie wymieniła nazwiska K. wśród prześladowców ojca, a w sądzie je podała. Sędzia Piotr Maksymowicz podkreślił, że SR ustalił źródło tej rozbieżności: kobieta nie wykluczała, że nazwisko K. usłyszała w "rozmowie z prokuratorem IPN". Zarazem sędzia dodał, że kluczowym dowodem dla SR i tak nie były zeznania kobiety, lecz notatka służbowa UB z 1950 r., z której wynikało, iż K. uczestniczył w tym konwejerze. SO potwierdził, że K. jest winny zbrodni komunistycznej, która jest jednocześnie nieprzedawniającą się zbrodnią przeciw ludzkości, bo podjętą z motywacji politycznej. "On nie był szeregowym oficerem; służył w MBP od 1945 r. i wiedział, jaka jest rola UB" - dodał sędzia. Obrona może jeszcze złożyć kasację do Sądu Najwyższego. Na ogłoszeniu wyroku nie było ani obrońcy, ani K., który nie chciał przyjechać do sądu z więzienia. W 2012 r. K. został prawomocnie skazany na trzy lata więzienia. Stołeczny sąd prawomocnie uznał - jak chciał pion śledczy IPN - że w 1948 r. K. znęcał się fizycznie i psychicznie nad więźniami UB Wacławem Sikorskim i Władysławem Jedlińskim. Sąd uznał, że polegało to na wielokrotnych i wielogodzinnych przesłuchaniach, biciu pałką i metalowym prętem owiniętym w ręcznik, przypalaniu włosów, skuwaniu na noc kajdankami, zamykaniu w karcerze, nakazywaniu przysiadów, kopaniu, ubliżaniu i grożeniu - w celu zmuszenia ich do przyznania się do rzekomego szpiegostwa. W 1955 r. Jerzy K. był aresztowany i sądzony jako jeden z odpowiedzialnych za zbrodnie departamentu UB do tropienia "wrogów w partii"; oskarżono go m.in. o śmiertelne pobicie więźnia. "Propaganda PRL przedstawiała mnie jako jednego z najbardziej okrutnych oficerów śledczych" - żalił się K. Początkowo skazano go wtedy na trzy lata, potem jednak sprawę umorzono. W 1992 r. pozbawiono go uprawnień kombatanckich (w czasie II wojny światowej był w komunistycznej partyzantce). Pierwszym oficerem UB skazanym po przełomie z 1989 r. był płk Adam Humer - osławiony szef departamentu śledczego UB. Wymierzono mu 7,5 roku więzienia; zmarł w 2001 r. podczas przerwy w odbywaniu kary. Według pełnomocnika W. Sikorskiego K. był "prawą ręką" Humera. Do dziś z oskarżenia IPN trwają śledztwa i procesy funkcjonariuszy stalinowskich służb bezpieczeństwa. Np. w 2012 r. Sąd Okręgowy w Warszawie skazał na 8 lat więzienia 89-letniego b. chorążego UB Jerzego R. za zastrzelenie w 1946 r. b. żołnierza AK. Nigdy nie skazano zaś prawomocnie żadnego z sędziów, którzy wydawali wtedy wyroki, m.in. śmierci - zgodnie z wytycznymi UB lub Informacji Wojskowej.