W poniedziałek przed komisją śledczą ds. zbadania afery wizowej stanął Jakub Osajda, były dyrektor biura prawnego i zarządzania zgodnością Ministerstwa Spraw Zagranicznych. Na początku obrad zawnioskował o swobodą wypowiedź. - Politycy PiS twierdzili, że ma afery wizowej, nie ma nawet aferki. Nie ma jednej afery wizowej, jest ich wiele. Nakładają się na siebie, w pewnym zakresie krzyżują się w węzłowych punktach wspólnych, a w innych zajmują autonomiczne pola składające się jednak na pewien całościowy obraz - mówił. Afera wizowa. "Mamy do czynienia także z partactwem legislacyjnym" Jak podkreślił Jakub Osjada, obok afery wizowej mamy do czynienia także ze "zwykłym partactwem legislacyjnym i niedopełnieniem obowiązków przez wysokich politycznych funkcjonariuszy". Były dyrektor w MSZ wymienił, że chodzi m.in. o takie zaniedbania, jak - przeprocedowanie projektu ustawy bez żadnych konsultacji wewnątrzresortowych z pominięciem etapu uzgodnień, konsultacji, a "finalnie zatajenia kosztowego charakteru ustawy o służbie zagranicznej". - Chciałbym zaznaczyć, że choć z zawodu jestem radcą prawnym, pojawiłem się z pełnomocnikiem ze względu na trwające postępowanie sądowe przeciwko byłemu kierownictwu MSZ związane z nagłym odwołaniem mnie ze stanowiska bez podania przyczyny, jak i następczym umieszczeniu mojego nazwiska w komunikacie z 15 września łączącym je w sposób kłamliwy z tzw. aferą wizową - podkreślił. Jakub Osajda zaznaczył jednocześnie, że jeszcze 14 września pracował nad innym komunikatem, którego MSZ nigdy nie opublikowało. Były dyrektor w resorcie przekazał, że o szczegółach afery wizowej dowiedział się z mediów. - Moje nazwisko w ogóle nie powinno było się pojawić w mediach w związku z aferą wizową, a jakiekolwiek łączenie mojej osoby z działaniami w przedmiocie Piotra Wawrzyka jest nieuzasadnione i krzywdzące - dodał Osajda. W jego ocenie, próba przypisania jego nazwiska do tej sprawy, "jako przyczyna kłopotów Wawrzyka", było "elementem zasłony dymnej i dezinformacji". - Przez próbę zrobienia ze mnie kozła ofiarnego, nawet wczoraj (w niedzielę - red.) pojawiły się informacje na jednym z wiodących portali, przedstawiające mnie jako pomysłodawcę centrum wizowego w Łodzi. Pracując w MSZ, byłem zainteresowany jedynie pracą urzędnika w zakresie obowiązków przypisanych do mojego stanowiska - kontynuował Jakub Osajda. Jakub Osajda przed komisją. "Decyzja o zwolnieniu zapadła na Nowogrodzkiej" Były dyrektor w MSZ nadmienił, że "bez żadnej woli został wplątany w rozgrywki polityczne na najwyższym szczeblu". Ponadto Jakub Osajda przekazał też, że od czasu odwołania Piotra Wawrzyka informowano go, iż "celem nadrzędnym sztabu PiS byłoby, aby temat afery wizowej nie zdominował kampanii wyborczej PiS". - Z informacji uzyskanych od szefa gabinetu politycznego Zbigniewa Raua oraz jego małżonki, wynikało, że decyzja o zwolnieniu mnie z pracy oraz zamieszczenie mojego nazwiska w komunikacie została podjęta na Nowogrodzkiej w nocy z 14 na 15 września 2023 roku przez członka sztabu wyborczego PiS, który przekonał do tego prezesa PiS, argumentując to koniecznością wskazania nazwisk celem rozpoczęcia wielkiej medialnej ofensywy MSZ i szybkiego zamknięcia tematu ujawnionej w mediach afery wizowej - wyjaśnił Jakub Osajda. Jak podkreślił, informacje o tym, że takie decyzje podejmowano na Nowogrodzkiej w Warszawie "nie były dla niego niczym nowym". - Pamiętam doskonale, jak otrzymałem informacje od kierownictwa politycznego o konieczności likwidacji komisji antymobbingowej, na polityczne zlecenie - podkreślił były dyrektor w MSZ. Chociaż Jakub Osajda wnioskował o zeznawanie na posiedzeniu zamkniętym, przewodniczący komisji śledczej ds. afery wizowej Michał Szczerba zdecydował, że przesłuchanie będzie jawne. Komisja śledcza ds. afery wizowej. Jakub Osajda: Politycy prosili o interwencje W trakcie przesłuchania były dyrektor w Ministerstwie Spraw Zagranicznych przyznał, że wielokrotnie był świadkiem sytuacji, w której politycy z różnych środowisk kontaktowali się z wiceministrem Piotrem Wawrzykiem w temacie sprowadzania pracowników zza granicy. - Byłem świadkiem, kilka razy, że do pana ministra Wawrzyka dzwonili politycy różnych opcji i prosili go o interwencje. Pan minister Wawrzyk też wskazywał, że np. pan Rafał Bochenek dzwonił, żeby do jego, czy jego rodzinnego gospodarstwa byli ściągnięci pracownicy. Chyba się skończyło tak, że ci pracownicy przyjechali - mówił. Tego samego dnia, co Osajda stawił się przed komisją, Rafał Bochenek opublikował serię wpisów na platformie X. Uznał, iż były dyrektor biura prawnego MSZ "strasznie bredził". "Nigdy nie ingerowałem, nie dopytywałem, ani nie kontaktowałem się z nikim z MSZ ws. wydawania wiz dla jakichkolwiek obywateli państw azjatyckich (zwłaszcza do jakiegoś 'mojego gospodarstwa')" - zapewnił. Jak uznał, wymienianie jego nazwiska przez Jakuba Osajdę w tym kontekście "jest nadużyciem, konfabulacją i zwykłym kłamstwem". "Zero wiarygodności! Oczekuję, że pan Osajda przeprosi mnie za tę wypowiedź, w przeciwnym razie będę musiał rozważyć kroki prawne" - zapowiedział. *** Przeczytaj również nasz raport specjalny: Wybory samorządowe 2024. Bądź na bieżąco i zostań jednym z ponad 200 tys. obserwujących nasz fanpage - polub Interia Wydarzenia na Facebooku i komentuj tam nasze artykuły!