- Opinia sądowo-psychiatryczna mówi, że w przypadku Artura P. nie ma psychofizycznego uzależnienia od kokainy - powiedział "ŻW" Marek Woźniak, zastępca prokuratora okręgowego w Lublinie. - To potwierdza nasze ustalenia, że sam nie zużył narkotyku. Artur P. jest w areszcie od lipca. Zanim tam trafił przez 10 miesięcy był doradcą prezydenta Lecha Kaczyńskiego do spraw sportu. Śledczy, którzy zarzucają Arturowi P. wprowadzenie do obrotu 1,2 kilograma kokainy mają coraz więcej dowodów, które go obciążają. Ustalili dilerów, od których P. miał kupować kokainę. Najpierw Waldemar T. z Warszawy powiedział, że wielokrotnie dostarczał byłemu urzędnikowi towar. Potwierdziła to jego konkubina, Jolanta G. O kontaktach Artura P. z handlarzem narkotyków świadczą także billingi. Inną osobą, od której urzędnik miał kupować kokainę jest Robert S., 37-letni diler zatrzymany we wrześniu przez CBŚ w Łodzi. Problemem jest znalezienie odbiorców Artura P. - Na razie nie udało się nam ustalić żadnej z tych osób - mówi prok. Woźniak. Były urzędnik, choć siedzi już czwarty miesiąc, milczy. - Nie zdradza chęci współpracy. Może jego klientami byli ludzie z górnej półki - sugeruje jeden ze śledczych. - Gram kokainy kosztuje 200 zł, nie kupują jej nastolatki. Artur P. konsekwentnie twierdzi, że sam zużył całą kupioną kokainę. Opinia biegłego tę wersję podważa. Psychiatra, który go zbadał nie ma wątpliwości: nie jest on uzależniony od narkotyków. A zatem 1,2 kg kokainy nie mógł zużyć sam. - Tak duża ilość kokainy musiała być przeznaczona na handel. Zużycie jej nawet w ciągu trzech lat przez jedną osobę jest niemożliwe - mówi "ŻW" Adam Nyk, specjalista terapii uzależnień z Monaru.