Jego zdaniem obchody 25. rocznicy wyborów z 4 czerwca 1989 r. stały się "zasłużonym świętem, tryumfem Polski, która świętowała samą siebie, ale była też świętowana przez gości". - Myślę, że to się Polsce należało po tych 25 latach. Polska na to zasłużyła - uznał były ambasador. Odnosząc się do politycznej treści środowego przemówienia prezydenta Stanów Zjednoczonych na placu Zamkowym, Reiter wskazał na "bardzo silne potwierdzenie" artykułu piątego Traktatu Północnoatlantyckiego (zbrojna napaść na któregoś z członków NATO będzie uznana za napaść przeciwko wszystkim członkom). - W okolicznościach, jakie teraz mamy, takie ostentacyjne, publiczne potwierdzenie artykułu piątego ma oczywiście wagę. Ale żeby to ocenić, trzeba brać to łącznie z tym, co Obama powiedział wczoraj o planowanym większym zaangażowaniu Ameryki w bezpieczeństwo tego regionu - podkreślił b. ambasador. "Został uruchomiony pewien proces" Zaznaczył, że wtorkowe zobowiązania Obamy (przede wszystkim zapowiedź miliarda dolarów na wzmocnienie obecności wojskowej w Europie Środkowo-Wschodniej - PAP), "nie szły tak daleko, jak my tego w Polsce oczekiwalibyśmy". - Ale one mają też jednak pewną wagę - ocenił. - Najważniejsze wydaje się, że został uruchomiony pewien proces. To, co Obama powiedział wczoraj i dzisiaj, jest odpowiedzią na nową sytuację zagrożenia bezpieczeństwa, która powstała po rosyjskiej inwazji na Krym. Jeżeli zagrożenie, które nie ma dzisiaj dla Polski charakteru bezpośredniego zagrożenia militarnego, będzie się zaostrzać, wtedy - jak rozumiem - NATO, w tym i Ameryka, pójdą dalej - wskazał Reiter. Jego zdaniem prezydent Stanów Zjednoczonych powiedział w Polsce tyle, ile uważał, że może powiedzieć, aby "odpowiedzieć na nową sytuację" - jednocześnie nie tworząc "pewnej przepaści między Ameryką a Rosją". Nie byłoby bowiem na to zgody ani w Waszyngtonie, ani w większości krajów europejskich. - Nie jest to więc jakaś cezura w historii świata, ale jest to ten rodzaj solidarności, który jest dzisiaj politycznie akceptowalny w NATO - i w Ameryce, i w europejskiej części NATO. To nie jest mało - zaakcentował Reiter. Dodał też, że "ostentacyjne podkreślanie" przez Obamę i innych przywódców świata zachodniego, że Polska i inne kraje regionu są częścią świata zachodniego, nie jest tylko zaklinaniem rzeczywistości. - Percepcja też ma znaczenie i chodzi o to, by nie dopuścić, aby ta część Europy była postrzegana jako coś jednak innego niż ta pozostała, zachodnia. Podkreślanie jedności świata zachodniego - nawet jeśli wiemy, że w tym świecie zachodnim są dzisiaj rozbieżności - ma pewną wagę i leży również w naszym interesie - podkreślił b. ambasador. Zaznaczył, że w interesie Polski nie jest dzisiaj wyszukiwanie różnic między jej sojusznikami. "Polska ma tutaj wiele do zrobienia" - W naszym interesie leży zachęcanie naszych sojuszników, aby przy każdej okazji podkreślali solidarność świata zachodniego - zarówno w sensie NATO, jak i Unii Europejskiej - wskazał. Reiter uznał też wtorkową zapowiedź prezydenta Bronisława Komorowskiego dotyczącą podniesienia wydatków na obronność z 1,95 proc. PKB do 2 proc. za "bardzo ważny sygnał, że Polska nie tylko czeka na pomoc sojuszników, ale że chce sobie pomóc sama". - W tej chwili, moim zdaniem, Polska powinna wziąć na siebie wysiłek przekonywania europejskich sojuszników, by poszli tą samą drogą. To nie będzie łatwe. Oczywiście Ameryka też będzie ich do tego zachęcała, ale to właśnie Polska ma tutaj wiele do zrobienia jako kraj europejski - zaznaczył b. ambasador. - To musi być też świadoma decyzja Europejczyków. Nawet jeżeli to nie będą jakieś wstrząsające, wielkie sumy, tego typu sygnały są dzisiaj potrzebne - powiedział Reiter.