Znakomitą większość spóźnialskich stanowią jednak przedstawiciele Samoobrony i LPR, którym nie udało się ponownie zdobyć mandatu. Teoretycznie oni poniosą najdotkliwsze konsekwencje. - Złożenie rozliczenia to warunek wypłacenia odprawy byłemu posłowi - informuje Izabela Sobolewska z Biura Prasowego Kancelarii Sejmu. To tylko pozorna niedogodność, że pieniądze zostaną przesłane później. Paradoksalnie, zwłoka przegranym politykom po prostu się opłaca. Jako dobrze zarabiający (do niedawna) ludzie w grudniu zapłaciliby 40 proc. podatku. W styczniu - już tylko 19 proc. Przy odprawie na poziomie 30 tys. zł brutto oznacza to oszczędność ok. 6 tys. zł. - Naprawdę tak można? Nie wiedziałem. Spóźniłem się, bo byłem chory - zapewnia Grzegorz Skwierczyński z Samoobrony. Podobnie tłumaczy się w rozmowie z "Newsweekiem" jego partyjna koleżanka, była wicemarszałek Izby Genowefa Wiśniowska. Dyżurną wymówką w szeregach LPR jest natomiast brak faktur. - Ostatnie właśnie do mnie spłynęły - mówi Krzysztof Bosak. Szymon Pawłowski z Ligi przekonuje, że gdyby nie problem ze zgromadzeniem wszystkich rachunków, rozliczyłby się już dawno. - Słyszałem od kolegów, że warto pokombinować, ale ja do żadnych wybiegów się nie uciekam. Nie znam się na podatkach - zaznacza. Powiedzmy, że wierzymy. Ewa Szadkowska