Tymczasem gdańska prokuratura okręgowa w związku z przesłuchaniem Gilowskiej wszczęła śledztwo ws. usiłowania groźbą bezprawną wywarcia wpływu na czynności urzędowe konstytucyjnego organu RP. Szef gdańskiej prokuratury okręgowej Józef Fedosiuk powiedział wieczorem, że podczas wszczętego postępowania będzie badane to, czy istotnie szantażowano Gilowską. Gilowska o rzekomych ostrzeżeniach posłanki PO powiedziała dziennikarzom przed przesłuchaniem w Warszawie przez gdańskich prokuratorów w związku ze śledztwem w sprawie "szantażu lustracyjnego" wobec niej ze strony Rzecznika Interesu Publicznego - o co sama wniosła. Oświadczyła, że dopiero teraz uświadamia sobie, że była wielokrotnie ostrzegana, a także, że jej grożono. - Lekceważyłam to; nie wiedziałam, że może to dotyczyć przeszłości - dodała. - Zostałam ostrzeżona przez znaną posłankę Platformy Obywatelskiej w grudniu 2004 r. i maju 2005 r. Powoływała się na rozmowę z b. ważnym, kluczowym dla służb ówczesnych, generałem, żeby mnie uprzedzić, że montowana jest akcja przeciwko mnie, oparta na fałszywych papierach. Gilowska dodała, że "tropy tej akcji prowadzą do Poznania". Nie odpowiedziała na pytanie, czy wróci do rządu. Każda z kilku znanych posłanek PO, z którymi rozmawiała PAP: Hanna Gronkiewicz-Waltz, Katarzyna Śledzińska-Katarasińska, Iwona Radziszewska, Ewa Kopacz, Elżbieta Łukacijewska, Julia Pitera, zapewniła, że nie rozmawiała z Gilowską o akcji, jaka miała być przeciwko niej montowana przez służby specjalne. Wśród dziennikarzy i polityków pojawiły się spekulacje, że może chodzić o posłankę PO poprzedniej kadencji - Martę Fogler. Dotąd nie udało się jednak z nią skontaktować. Koordynator służb specjalnych Zbigniew Wassermann przypuszcza, że być może byłego szefa Wojskowych Służb Informacyjnych gen. Marka Dukaczewskiego miała na myśli Gilowska, gdy mówiła, że dostawała ostrzeżenia o akcji przeciw niej, powołujące się na "bardzo ważnego, kluczowego dla służb ówczesnych, generała". Gilowska zapowiedziała, że nie stawi się ma czwartkowym posiedzeniu Sądu Lustracyjnego, który rozpatrzy wniosek Rzecznika Interesu Publicznego o lustrację byłej wicepremier i minister finansów. Dała też do zrozumienia, że nie wystąpi do tego sądu o tzw. autolustrację, gdyby sąd odmówił wszczęcia jej procesu. Premier Kazimierz Marcinkiewicz powiedział we wtorek, że ponownie zaprosi Zytę Gilowską do rządu, jeśli w czwartek sąd odmówi wszczęcia jej procesu, co - według niego - byłoby "draństwem". Rzecznik ma wnieść jednak o wszczęcie procesu, choć Gilowska nie pełni już funkcji publicznej podległej lustracji. Zawiadomienie Gilowskiej wpłynęło do Prokuratury Okręgowej w Gdańsku we wtorek. Gilowska zarzuca w nim Rzecznikowi "szantaż lustracyjny". - My nie mamy sobie nic do zarzucenia i jesteśmy spokojni o wynik postępowania - powiedział zastępca RIP Jerzy Rodzik, który sformułował wniosek o lustrację Gilowskiej. Rzecznik Włodzimierz Olszewski uznał, że czynność, którą wykonał "w ramach i w granicach prawa", została nazwana przez Gilowską szantażem w sposób "niedopuszczalny i brutalny". Premier zdymisjonował w piątek Gilowską, wobec której Rzecznik wystąpił do Sądu Lustracyjnego. Ona sama uważa, że padła ofiarą "szantażu lustracyjnego" ze strony Rzecznika i mówi, że nie była agentem SB i w sobotę złożyła wniosek do prokuratury w tej sprawie. Minister sprawiedliwości Zbigniew Ziobro polecił wszcząć śledztwo z paragrafu przewidującego do 10 lat więzienia za "bezprawne wywieranie wpływu na czynności urzędowe konstytucyjnego organu".