Obecne, z trudem wypracowane standardy opieki okołoporodowej, będą obowiązywać maksymalnie do końca 2018 roku. Później mają je określać towarzystwa medyczne, ale standardy te nie będą już miały rangi rozporządzenia, tylko będą wydawane w formie zaleceń. Jeśli chcesz podzielić się z nami swoimi doświadczeniami i przeżyciami NAPISZ DO NAS. Po sugestiach Naczelnej Izby Lekarskiej do ustawy o działalności leczniczej wprowadzono w czerwcu 2016 r. zmiany, które polegały m.in. na ograniczeniu kompetencji ministra zdrowia. Szef resortu nie będzie już mógł określać medycznych standardów, a jedynie standardy organizacyjne. Sprawą zajmujemy się w ramach wspólnej akcji Interii i RMF FM. Wyślij z nami list do posła Ponieważ kobiety obawiają się tego, że sytuacja na porodówkach znacznie się pogorszy, przygotowaliśmy specjalną stronę, dzięki której można wysłać petycję do posłów z wybranego okręgu. Treść apelu załącza się automatycznie, w związku z czym wysłanie takiego listu zajmuje nie dłużej niż pół minuty. prawodogodnegoporodu.interia.pl Wspomnienia czytelniczek Interii z porodówek Na naszym forum, w komentarzach pod artykułami i w wiadomościach czytelniczki dzielą się z nami swoimi opiniami. O swoich przeżyciach piszą kobiety, które doświadczyły porodu, ale także towarzyszący im w tych chwilach mężowie oraz osoby przedstawiające się jako personel medyczny. Wybraliśmy kilka wpisów, oto one (zachowaliśmy pisownię oryginalną):Nick: Mama Urodziłam syna w czerwcu zeszłego roku. Był to poród siłami natury. Przyszłam w ustalonym terminie na oddział, ale okazało się, że brakuje jakiegoś badania, które miało być wykonane podczas ciąży. (Lekarz prowadzący na takie badanie nie kierował...). Później dostałam kroplówkę. Panie z porodówki były bardzo miłe, uprzejme i pomocne. Mogłam chodzić, siedzieć na piłce lecz pod koniec i podczas porodu należy leżeć pani położna bardzo miła kontakt syna ze skórą był przez kilka sekund ale byl...miałam bolesne skurcze od kręgosłupa błagałam wręcz o środki znieczulające najpierw było za wcześnie później za późno i to spowolni porod więc się podać ich nie da - tak mnie poinformowano. Urodziłam późnym wieczorem zabrano syna rano o 5 przywieziono mi go i to cała pomoc personelu...dziecko miało problem że snem nie najadal się wciąż płakał to jedna pani z oddziału noworodkowego jak się już pofatygowala do mnie to usłyszałam że należy malego zostawić jak się wyplacze zasnie. Nie miałam serca tak zrobić więc mylam się nad ranem w biegu gdy woda leciała zimna, nosiłam syna, hustalam, nie jadłam po czym straciłam pokarm i tak dziecko przez "dobra opiekę w szpitalu " skończyło na mleku modyfikowanym a ja po okresie połogu na antybiotyku po wciąż ropiejacej i nie zagojonej ranie. Sami ocencie jaka opieka jest dostępna w szpitalu. Nick: Matka Mając 25 lat w 1994 r urodziłam swą pierwszą córkę - Anię. Rodziłam w swoim rejonie, w szpitalu na ul Siemiradzkiego w Krakowie. Był to pionierski szpital w Polsce, w którym realizowano film "rodzić po ludzku" poród zaczął się wieczorem, w niedzielę. Do szpitala przyjechałam ok. godz 21.00 najpierw zimne traktowanie przy przyjęciu i pytanie kto prowadził moją ciążę. Odpowiedziałam, że lekarka w rejonowej przychodni. Później dowiedziałam się, że przy tym szpitalu była prywatna przychodnia Prenatal i lekarze z niej odbierali potem porody swoich prywatnych pacjentek w państwowym szpitalu. Ja byłam niczyja. Dziecko było ułożone pośladkowo, pierwsza ciąża. Gdy zapytałam czy będę mieć cesarkę zgodnie z tym co powiedziała mi prowadząca ciążę przychodniana lekarka odpowiedziano mi, że dziecko jest małe a ja szeroka, więc będę rodzić drogami natury. Byłam przerażona. W uszach jak dzwon brzmiały mi słowa prowadzącej ginekolog, żebym się nie nastawiała na poród naturalny, bo ze względu na ułożenie jest to zbyt duże ryzyko dla dziecka. Położono mnie na jakiejś sali i zostawiono samą. Wiłam się z bólu - bóle krzyżowe nie do opisania. Słyszałam jak w sąsiedniej sali rodziła inna kobieta. Ze strzępów rozmów wywnioskowałam, że to jakaś pracownica szpitala. Cały personel był u niej!!! Wspierali, dopingowali, żartowali z tamtą panią. A ja nieopodal sama ze swoim bólem, przerażeniem i ze słowami wspomnianej lekarki, które jak grom huczały w mojej głowie: "poród drogami natury to zbyt duże ryzyko dla dziecka". Od czasu do czasu przychodziła położna, sprawdzała rozwarcie. Wysłała do mnie praktykantki, które nie odezwały się ani jednym słowem. Siedziały, plotkowały o chłopakach i dyskotece i cały czas chichotały. Kiedy moja sąsiadka urodziła, w końcu zabrano się za mnie. Kazano przeć. Wyczerpana bólem i strachem robiłam to ostatkiem sił. Podczas parcia czułam, że oddaję stolec. Wtedy padły słowa, chyba lekarki: "ale tu śmierdzi! Można się porzygać!" zawstydzona, przestałam przeć. Potem ktoś stwierdził, że zapomniano zrobić mi hegar i stąd ten stolec. Potem położono mi się na brzuchu i wyduszono ze mnie dziecko na siłę. W napięciu nasłuchiwałam kiedy zapłacze. A tu przerażająca cisza. Zabrano je i potem usłyszałam jakiś strumień lejącej się wody. Następnie słowa: "słuchaj, tak to nierób..." i odpowiedź: "eee..... ja zawsze tak robiłam i nic sie nie działo..." a ja leżę i rodzę łożysko. Nie mam odwagi zapytać co z dzieckiem. Wciąż nie słyszę jego płaczu. Potem szycie krocza - najgorszy ból w moim życiu i obruszenie personelu, że przecież dostałam znieczulenie i nie powinno mnie aż tak boleć. Wreszcie podchodzi do mnie jakaś miła pani z zawiniątkiem w ręku i mówi mi, że zabiera moje dziecko do inkubatora, bo jest bardzo wymęczone porodem. Widzę tylko dwie maleńkie dziurki od noska. Pytam nieśmiało: - Czy to syn czy córka? - To nikt pani jeszcze nie powiedział co pani urodziła? Ma pani córeczkę. Odparła zdumiona. Okazało się potem, że to była pediatra - jedyna ludzka osoba, którą spotkałam w tym szpitalu. Na skutek niedotlenienia mózgu córka dostała tylko 4 punkty apgar. W książeczce wpis: ciąża donoszona. Pomoc ręczna sposobem klasycznym. Dziecko z zamartwicy. Cały rok chodziłam z nią do poradni patologii noworodka i do poradni neurologicznej. Usg głowy, eeg głowy, rehabilitacja metodą vojty, podejrzenie padaczki - na szczęście niesłuszne. Dziś córka jest zdrowa, kończy anglistykę na uj. Cudem uniknęła takich następstw niedotlenienia jak padaczka i mózgowe porażenie dziecięce. Podsumowując: traumę po tamtym porodzie miałam kilka lat. Kiedy widziałam kobietę w ciąży, to łzy napływały mi do oczu i modliłam się w duchu za nią i szczęśliwy poród jej maleństwa. Nick: Kasia Mam 21 lat, moja córeczka, która na szczęście przeżyła właśnie skończyła 7 miesięcy. Do szpitala trafiłam w 38 tygodniu ciąży z zatruciem ciążowym. Moje ciśnienie jak przyszłam do szpitala wynosiło 120/185 a lekarz zastanawiał się czy faktycznie jest potrzebna przyjęcia mnie na oddział, spytał czy nie powinnam mieć cesarki takie ciśnienie może zagrażać dziecku, usłyszałam tylko "każda by chciała cesarkę". Z takim ciśnieniem leżałam 2,5 tygodnia (!!!) brałam tylko dopegyt (czy jakoś tak). Prosiłam lekarza by codziennie robili mi ktg i sprawdzali czy z dzieckiem dobrze, położne z wielką łaską przychodziły mnie podłączyć i tak leżałam czasami po 2 godziny dopóki sobie nie przypomniały lub serial się nie skończył. Koleżanka z sali dawała mi rady jak przyśpieszyć poród. Od lekarzy ciągle słyszałam "jak jutro nic się nie zacznie to tniemy" a ja ciągle puchłam, ciśnienie takie się utrzymywało. w 41 tygodniu przestałam czuć ruchy, zawołałam położne, że coś się dzieje, zrobiła mi ktg jak mnie podłączyła odeszły mi wody (zielone) i stwierdziła, że zobaczy czy jest miejsce na porodówce. Rodziłam szybko (46 minut) moja córeczka nie oddychała, w środku wszystko mi już gniło... Na szczęście córeczkę odratowali, dzisiaj jest zdrowa silna, ja dostałam po porodzie zapaści. To był najgorszy koszmar jaki przeszłam, nie chce wiedzieć co by się stało jakbym wtedy nie zaczęła rodzić, ile chcieli czekać??? Już nie mówiąc o tym, że musiałam potem mieć łyżeczkowanie bo zostały "resztki". Przez to co przeszłam, nie chce już nigdy więcej mieć dzieci, boję się o życie mojego dziecka i swoje. Nie powinny zmienić się prawa kobiet rodzących, tylko to jak nawet teraz jesteśmy traktowane, jak lekarze zaczynają coś robić dopiero jak spada tętno dziecka! Nick: lolita Swój poród wspominam jako najgorszy koszmar w życiu! Kocham swoje dziecko nad życie ale nigdy nie zdobędę się na drugie! Ból można wytrzymać ale pogardliwy stosunek położnych i lekarzy woła o pomstę... Nick: zołza Chociaż od porodu pierwszego minęło 39 lat, a drugiego 36 lat to koszmar tych porodów jest we mnie do dnia dzisiejszego, to co mnie spotkało to zadra na całe życie, u ginekologa ni byłam 36 lat i nie będę, bo to tkwi we mnie do dzisiaj i nic tego nie zmieni. Nick: Anna Przez położną zajętą grą komputerową w pracy mój wnuk urodził się w zamartwicy: szpital na Solcu w Warszawie, listopad 2015! Nick: Mama Franka Leżałam w szpitalu w zagrożonej ciąży przez trzy miesiące. Modliłam się aby mój syn przeżył, nie udało się...poroniłam, w jakim byłam stanie wiedza tylko ci którzy to przeszli. Zaraz po tym położyli mnie w sali razem z ciężarnymi... Mi było przykro, tym kobietom chyba też..byłam zdruzgotana, załamana i zaryczana. Nick: Mini Rodziłam 2 razy w 2004 i 2009. W małym miasteczku na Mazowszu, w szpitalu regionalnym i było tak, jak standardy nakazują. Bez profesorów, z mądrymi położnymi i dobrym lekarzem. Córki miałam po porodach przez 10 min. i dziękowałam, że położne zabierały tak szybko, bo usypiałam ze zmęczenia. Lekarz był zawsze przy ostatniej fazie porodu. Nie krzyczał, tylko pomagał. Nie płaciłam, nie dawałam łapówek. I co z tego. Zgodnie z nowymi zaleceniami, porodówka w mojej miejscowości została zamknięta, bo... nie ma windy. A było tak pięknie.