"Metropolita gdański, a wcześniej ordynariusz diecezji warszawsko-praskiej i biskup polowy Wojska Polskiego za informatora wywiadu wojskowego PRL uważany był co najmniej przez sześć lat - wynika z dokumentów, znajdujących się do niedawna w zbiorze zastrzeżonym Instytutu Pamięci Narodowej" - donoszą równolegle "Rzeczpospolita" i portal Onet.pl. "Informacje, jakie uzyskiwano od ówczesnego pracownika Kongregacji ds. Kościołów Wschodnich, uważano za 'cenne i wartościowe' typu agenturalnego" - czytamy w materiale Andrzeja Gajcego i Tomasza Krzyżaka, którzy nad śledztwem w tej sprawie pracowali kilka miesięcy. "Wiedza potrzebna do rozgrywki z Kościołem w Polsce" "Komunistyczny wywiad operował w Rzymie od końca drugiej wojny światowej. Wiedza o tym, co się dzieje za Spiżową Bramą, była potrzebna władzom PRL do rozgrywki z Kościołem w Polsce. Do połowy lat 60. głównym jej źródłem byli korespondenci polskiej prasy, służby innych krajów komunistycznych i kilku księży" - czytamy dalej w materiale. "Sytuacja zmieniła się po wyborze w 1978 roku na papieża kard. Karola Wojtyły. Służby specjalne PRL zintensyfikowały działania mające na celu werbunek tajnych współpracowników. Szukano ich głównie wśród Polaków, których Jan Paweł II ściągał do pracy w Watykanie. Z sukcesami. Agentom pracującym dla Departamentu I MSW (wywiad cywilny) udało się pozyskać do współpracy kilkudziesięciu duchownych, pracujących blisko papieża" - podkreślają dziennikarze. Zaznaczają jednocześnie, że "obok wywiadu cywilnego pracował także wywiad wojskowy, zajmujący się głównie pozyskiwaniem informacji dotyczących obronności. Po powstaniu Solidarności i zamachu na Jana Pawła II oficerowie podlegli Zarządowi II Sztabu Generalnego Wojska Polskiego (Zarząd II) szczególniejszą uwagę zwrócili na Stolicę Apostolską". "'Barcz' miał rozpracowywać księdza" "Kilka tygodni po ogłoszeniu stanu wojennego - w styczniu 1982 roku - do Rzymu posłano płk. Franciszka Mazurka ps. "Barcz", który pracując oficjalnie jako kierownik przedstawicielstwa PLL LOT, miał rozpoznać zagraniczne kontakty władz Solidarności i zdobywać informacje zza Spiżowej Bramy" - donoszą dziennikarze. "W 1983 roku "Barcz" poinformował centralę w Warszawie, że poznał bliżej ks. Sławoja Leszka Głódzia, pochodzącego z archidiecezji białostockiej pracownika Kongregacji ds. Kościołów Wschodnich. Jego zdaniem był odpowiednim kandydatem na informatora. W jednym z raportów charakteryzował go jako osobę dobrze zorientowaną w tematyce politycznej i społecznej w Polsce, która należy "do grupy młodych księży stanowiących swego rodzaju 'lobby' wywierające wpływ na decyzje papieskie w sprawach polskich, ale nie tylko". Jak zaznaczają autorzy śledztwa, "przed wyjazdem do Rzymu, w latach 1980-1981, był on kapelanem białostockiej Solidarności". "'Barcz' miał rozpracowywać księdza, przejść z nim na kontakty nieoficjalne 'bez afiszowania się i bez spotkań przy Watykanie' i uzyskiwać od niego m.in.: charakterystyki 'pracowników poszczególnych sekcji watykańskich', członków polskiego episkopatu, 'grup nacisku działających w Watykanie' i ich międzynarodowych powiązań, 'zbadać, czy będzie możliwe uzyskiwanie informacji o rozmowach głowy naszego episkopatu z papieżem i o treści tych rozmów'". W 1984 roku koordynację kontaktów "Barcza" z księdzem Głódziem przejął w Zarządzie II SG specjalny wydział typowniczo-werbunkowy o kryptonimie "SOWA". Reakcja arcybiskupa Głódzia na ustalenia Portal niezależna.pl publikuje oświadczenie arcybiskupa Sławoja Leszka Głódzia, wydane w reakcji na ustalenia "Rzeczpospolitej" i portalu Onet.pl. "Po raz kolejny padam ofiarą systemu totalitarnego" - pisze arcybiskup. "Byłem ofiarą inwigilacji, ale nigdy nie podjąłem żadnej współpracy ze służbami komunistycznymi, co zresztą wynika z przedstawionych dokumentów" - podkreśla metropolita gdański. Poniżej pełna treść oświadczenia: "Po raz kolejny padam ofiarą systemu totalitarnego. Po raz pierwszy padłem ofiarą tego systemu przed maturą, mając 17 lat. Zostałem wtedy osadzony w Centralnym Więzieniu Karno-Śledczym w Białymstoku na 3 miesiące. Następnie zostałem skazany wyrokiem sądu wojewódzkiego w Białymstoku na rok więzienia, w zawieszeniu na 5 lat i wydalony ze szkoły za przynależność do tajnej organizacji "Białe Orły" i namalowanie plakatu o szkodliwości sojuszu Państwa Polskiego ze Związkiem Radzieckim. Dnia 6 sierpnia 1963 r. wraz z czterema kolegami zostałem wyrzucony z liceum Ogólnokształcącego w Sokółce, przez co musiałem rok później składać maturę korespondencyjnie. Dziś po raz drugi padam ofiarą systemu, który podstępnie osaczał pracujących w Kurii Rzymskiej Polaków, często pod pozorem przygodnych rozmów z przedstawicielami Ambasady Polskiej w Rzymie, Konsulatu i LOT-u. Byłem ofiarą inwigilacji, ale nigdy nie podjąłem żadnej współpracy ze służbami komunistycznymi, co zresztą wynika z przedstawionych dokumentów. Abp Sławoj Leszek GłódźMetropolita Gdański"