Informując o tym, że Rostowski zostanie drugim - obok lidera koalicyjnego PSL Janusza Piechocińskiego - wicepremierem, Tusk tłumaczył, że ma to związek z priorytetami rządu na lata 2013-2014. Jak mówił, są wśród nich działania prowzrostowe i utrzymanie dyscypliny finansów publicznych. Dowód uznania premiera? Zdaniem głównego ekonomisty PwC prof. Witolda Orłowskiego, awans ministra finansów można oceniać jako dowód uznania premiera dla tego, co robi Rostowski, ale to niejedyne możliwe wytłumaczenie. Można to też odczytać inaczej - jako przygotowanie do tego, że rok 2013 może być jednak bardzo trudny. W takiej sytuacji pozycja ministra finansów jako tego, który ma pilnować, żeby nic złego się nie stało, być może - zdaniem premiera - wymagała wzmocnienia - zastrzega jednak Orłowski. Pewnie prawda będzie pośrodku - dodaje. Przewodniczący Rady Towarzystwa Ekonomistów Polskich Ryszard Petru zwraca natomiast uwagę, że dotychczas nie do końca było jasne, kto jest w rządzie głównym odpowiedzialnym za prowadzenie całej polityki gospodarczej. Jak rozumiem, ta funkcja zostanie przydzielona panu ministrowi Rostowskiemu. To znaczy, że nie będzie formalnie odpowiedzialny tylko za budżet i podatki, ale i za politykę gospodarczą rządu - ocenia. "To tylko korekta" Na wzmocnienie pozycji Jacka Rostowskiego zwracają uwagę również politolodzy, komentujący decyzję Donalda Tuska. O pozostałych zmianach mówią, że to wyłącznie korekta. Chodzi o decyzje związane z wyjazdem dotychczasowego szefa kancelarii premiera Tomasza Arabskiego, który ma objąć polską placówkę dyplomatyczną w Hiszpanii. Na stanowisku szefa Kancelarii Prezesa Rady Ministrów i szefa Komitetu Stałego RM zastąpi go szef MSW Jacek Cichocki. Z kolei nowym ministrem spraw wewnętrznych zostanie Bartłomiej Sienkiewicz. Zdaniem prof. Andrzeja Podrazy z Instytutu Politologii Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego, zmiany te nie mają większego znaczenia. Nikt nie odszedł z rządu, poza Tomaszem Arabskim, który szykuje się na stanowisko ambasadora w Madrycie, więc trudno tutaj mówić o rewolucji. Można to nazwać taką korektą, która została dokonana z uwagi na konieczność, ale także po to, by zająć przez pewien czas trochę miejsca w mediach, bo opinia publiczna i media skoncentrowały się na zapowiedzianych zmianach - komentuje Podraza. Za "grę medialną, która do niczego nie prowadzi" uznaje również zapowiedź szerszych zmian w rządzie, do których ma dojść latem. Znając wcześniejsze zapowiedzi premiera, można mieć tutaj pewne wątpliwości, czy rzeczywiście dojdzie do radykalnych zmian w rządzie, czy ci ministrowie, którzy są chociażby przez opinię publiczną oceniani niezbyt wysoko, odejdą - zauważa. Więcej w materiale Edyty Bieńczak w serwisie RMF24.