Według gazety, słowa szefa Komitetu Stałego Rady Ministrów miały być testem, jak media i komentatorzy zareagują na taką, z definicji kontrowersyjną, perspektywę. Nie te reakcje okazały się jednak najciekawsze, a politycznie - najbardziej niebezpieczne. Rząd zszokowała ostra reakcja marszałka Sejmu Grzegorza Schetyny. "To pomysł kosmiczny, ostateczny. Ja mówię twarde 'nie'. Dla nas podniesienie podatków jest zaprzeczeniem naszego jestestwa i zaprzeczeniem naszej obecności w polityce. Zrobimy więc wszystko, żeby tak się nie stało" - mówił m.in. marszałek. To dodało odwagi innym posłom PO, którzy ostro sprzeciwiają się choćby sugestiom, że ich liberalny rząd może podnieść podatki. Dziennik pisze, że przeciwny zdecydowanie podnoszeniu obciążeń fiskalnych miał być minister finansów Jacek Rostowski. W kancelarii premiera nie kryją szoku. "Sytuacja z deficytem jest naprawdę poważna. Boni może wyszedł trochę przed szereg, rzucając ten pomysł publicznie, ale jest on w rządzie rzeczywiście brany pod uwagę, i to przez samego Tuska" - mówi anonimowo jeden ze współpracowników Tuska. "Boni, który uważa, że też trzeba to brać pod uwagę, rzucił te słowa celowo jako taki papierek lakmusowy, by sprawdzić reakcje mediów. Nie przewidzieliśmy tylko jednego, że zareagować może tak mocno Schetyna. Po raz pierwszy tak wysoko postawiony publicznie polityk tak ostro zareagował na słowa ministra swojego rządu. To zrobiło wrażenie" - powiedział współpracownik premiera. Więcej w dzienniku "Polska The Times".