Funkcjonariusze CBA przyjechali z Rzeszowa. Mieli na sobie sportowe ubrania w stonowanych barwach, a na głowach kominiarki. Jeden na kominiarkę założył jeszcze ciemne okulary, choć wcale nie było nazbyt słonecznie. Jak doniósł portal z Jarosławia, grupa rzeszowskich funkcjonariuszy w piątkowe popołudnie, 13 września, podjechała pod znaną jarosławską restaurację na obrzeżach miasta. Nazwy restauracji portal nie podał, co każe przypuszczać, że lepiej sprawy nie nagłaśniać ani za bardzo się nią nie interesować. W restauracji byli zwykli goście, a także sześciu mężczyzn, z powodu których pojawiło się CBA. Kiedy mężczyźni wyszli z lokalu i zbliżali się do luksusowych samochodów, zostali ogłuszeni granatami hukowymi, rzuceni na ziemię i zatrzymani. Na każdego zatrzymanego przypadało nawet trzech funkcjonariuszy, więc tłok na parkingu był ogromny. A goście restauracji mogli podziwiać, jak sprawnie działa CBA i jak przebiegła akcja specjalna tej formacji. Do dziesięciu lat więzienia Jak później się okazało, sześciu zatrzymanych miało się zajmować przemytem na wielką skalę bursztynu z Ukrainy do Polski. Pięciu to Ukraińcy, plus Polak, biznesmen z Jarosławia. Dwóch Ukraińców podawało się za funkcjonariuszy ukraińskich służb specjalnych, chcąc zapewne przekonać CBA, że wykonują jakąś tajną misję, ale im nie uwierzono. Całej szóstce prokurator Maciej Florkiewicz, naczelnik Lubelskiego Wydziału Zamiejscowego Departamentu ds. Przestępczości Zorganizowanej i Korupcji Prokuratury Krajowej w Lublinie, postawił zarzut udziału w zorganizowanej międzynarodowej grupie przestępczej i uszczuplenia należności publicznoprawnych w wielkich rozmiarach z powodu niezapłacenia ponad 23 mln zł podatku VAT. Polskiemu biznesmenowi dodatkowo zarzucono powoływanie się na wpływy w Urzędzie Miasta Jarosław i w Urzędzie Gminy Jarosław. Mężczyźni zostali zatrzymani w areszcie na trzy miesiące. Grozi im kara do 10 lat więzienia. CBA ustaliło, że działalność przemytnicza domniemanej grupy trwała prawie pięć lat, od 2014 r. Przerzuty bursztynu do Polski odbywały się co tydzień albo dwa. Za każdym razem towar był pakowany w cztery paczki po 50 kg, więc jednorazowo przemycano 200 kg bursztynu. Do obliczenia kwoty niezapłaconego podatku VAT przyjęto, że przerzuty odbywały się co dwa tygodnie, a jednorazowo przemycano jedynie 50 kg, co dało sześć ton bursztynu. Przyjmując, że był on słabej jakości i kilogram kosztował 18 tys. zł, CBA ustaliło, że w ciągu pięciu lat przemytnicy przerzucili przez granicę bursztyn o wartości 102 mln zł, a 23-procentowy VAT, który powinni zapłacić, wynosi 23,46 mln zł. Nie ma żadnych informacji dotyczących wielkości bryłek bursztynu przemyconego do Polski tego dnia. Dlaczego więc jego cenę ustalono na 18 tys. zł za kilogram? Najczęściej przy zatrzymaniach przemycanego z Ukrainy bursztynu dokonywanych przez służby celne, bo zwykle to one lub funkcjonariusze CBŚP udaremniają przemyt, przyjmuje się, że cena kilograma bursztynu wynosi 1 tys. zł. Choć zdarzało się, że przyjęto nawet 16 tys. zł. Jak podkreśla Michał Kosior, dyrektor Międzynarodowego Stowarzyszenia Bursztynników, bursztyn to nie węgiel i rozpiętość cen bywa tu ogromna. Zależy m.in. od wielkości brył, barwy, przejrzystości, kształtu, występowania pęknięć. Trudno się dowiedzieć, jakie są ceny bursztynu oferowanego przez przemytników. Według programu TVN "Superwizjer" z października 2018 r. drobny ukraiński bursztyn na czarnym rynku można kupić po 150 zł za kilo, trochę grubszy kosztuje 200 zł, a jeszcze grubszy - 700 zł za kilo. Nawet cena pochodzącego z polskich złóż surowca nie jest tak wysoka, jak przyjęło CBA. Dwa złoża o wielkości 1,4 tony znajdujące się na Mierzei Wiślanej w miejscu, w którym ma być poprowadzony przekop, specjalistyczna firma wyceniła na 1,4 mln zł, czyli 1 tys. zł za kilogram. Jeśli przyjąć dla ukraińskiego bursztynu taką właśnie cenę, to 6 ton byłoby warte nie 102 mln zł, ale 6 mln zł. A niezapłacony VAT wynosiłby 1,38 mln zł, a nie 23 mln zł. Co oczywiście robi znacznie mniejsze wrażenie. Stolica w Gdańsku Za światową stolicę bursztynu uznawany jest Gdańsk. Nie oznacza to, że oferuje się tam wyroby wyłącznie z polskiego bursztynu. - Antwerpia jest nazywana światową stolicą diamentów, a przecież w Belgii nie ma złóż tych kamieni - mówi Michał Kosior. - Specjaliści z Antwerpii słyną ze szlifowania diamentów, a jubilerzy z Gdańska słyną z projektowania i produkcji biżuterii z bursztynu. W tym mieście powstaje 70% światowej biżuterii bursztynowej. Polscy bursztynnicy od lat wspomagają się surowcem pochodzącym z zagranicy. Największe złoże na świecie znajduje się w obwodzie kaliningradzkim - jest tam ok. 80-90% światowych pokładów bursztynu. Ocenia się jednak, że tylko 10% wydobywanego tam bursztynu nadaje się do celów jubilerskich. Ponadto złoża leżą na dość dużej głębokości, od 60 do 100 m, co podnosi koszty pozyskiwania surowca. Do 2015 r. właśnie zakłady z obwodu kaliningradzkiego były głównym dostawcą bursztynu do Polski. Jednak sytuacja zmieniła się, po tym jak Rosja wprowadziła zakaz eksportu bursztynu do Polski. Najłatwiej byłoby sięgnąć po surowiec z Ukrainy, która na północnym zachodzie ma drugie co do wielkości złoża bursztynu bałtyckiego. W porównaniu z rosyjskimi mają one dwie zalety. Po pierwsze, są położone płytko - od 2 do 10 m, a po drugie, aż 25% surowca nadaje się do obróbki jubilerskiej. Jednak korzystanie z nich okazało się niemożliwe, gdyż przez lata wydobycie bursztynu było zmonopolizowane przez rodzinę i zaufanych ludzi prezydenta Wiktora Janukowycza. Dopiero po jego upadku i ucieczce z kraju na rynku wydobycia bursztynu powstała próżnia, w którą weszli dotychczasowi kopacze. Zaanektowali tereny bursztynonośne i zaczęli je eksploatować. Potem zaś pojawiła się mafia, która pobiera opłaty za wydobycie. Ten bursztyn wydobywany jest nielegalnie i nie może być oficjalnie eksportowany. Są wprawdzie na Ukrainie kopalnie legalne, prowadzone przez dwie firmy, ale ich wydobycie jest niewspółmiernie niższe. Dlatego przemyt przez polsko-ukraińską granicę kwitnie. Bursztynowy węch Giny Był marzec 2016 r. Na przejście graniczne z Ukrainą w Dorohusku wjechała ciężarówka. Miała polskie numery rejestracyjne, za kierownicą siedział Polak, obok ukraiński pomocnik. Do odprawy zgłoszony był jakiś towar przewożony w workach. Celnicy kazali otworzyć samochód. Pod workami z legalnym ładunkiem odnaleźli worki i kartonowe pudła wypełnione nieobrobionym bursztynem. Jego waga wynosiła prawie 1,5 tony! Był różnej wielkości - od drobnicy do brył jak strusie jajo. Celnicy ustalili średnią cenę kilograma bursztynu na 16 tys. zł. Przy takim założeniu wartość przemytu wyniosła 24 mln zł, a VAT, który powinien być zapłacony - 5,52 mln zł. Był to największy jednorazowy przemyt bursztynu zatrzymany na granicy. Ten rekord do dziś nie został pobity. Zatrzymania przemytu bursztynu z Ukrainy zdarzają się regularnie. Celnicy mają nawet psy przeszkolone do jego znajdowania. W czerwcu 2018 r. suczka Gina z Podkarpackiego Urzędu Celno-Skarbowego w Przemyślu wskazała, że w samochodzie osobowym prowadzonym przez obywatela USA bursztyn schowany jest w nadkolach. Jego waga wynosiła 19,45 kg, a wartość oceniono na 39 tys. zł. W listopadzie 2018 r. na przejściu granicznym w Korczowej zatrzymano rekordowy w tamtym roku przemyt - 275 kg. Bursztyn był ukryty w samochodzie osobowym na polskich numerach rejestracyjnych, którym kierował obywatel Ukrainy. W tym przypadku przyjęto, że cena kilograma bursztynu wynosiła 1 tys. zł, więc przemycana partia miała wartość ok. 275 tys. zł, a VAT, który należało uiścić - 63 tys. zł. Bywa, że bursztyn przemyca się po prostu w ubraniu. Tak zrobiło dwóch Ukraińców, których w maju br. zatrzymano na przejściu w Krościenku. Siedem dużych bursztynów ważyło prawie 2 kg, a ich łączną wartość określono na 21 tys. zł. W sierpniu br. funkcjonariusze Krajowej Administracji Skarbowej zatrzymali na przejściu w Medyce obywatela Gruzji, który próbował wwieźć do Polski bursztyn o wadze 0,8 kg. Wartość kamienia oceniono na 20 tys. zł. Poezje prof. Jędryska W kwietniu ub.r. na konferencji w Szczecinie prof. Mariusz Orion Jędrysek, ówczesny główny geolog kraju i pełnomocnik rządu ds. polityki surowcowej państwa, powiedział: "Polskie bursztyniarstwo to duma narodowa, dlatego nie może bazować na przemycie i kradzieży. (...) Z szacunków Ministerstwa Środowiska wynika, że jedynie 600 kg bursztynu jest pozyskane legalnie, z ok. 10 ton znajdujących się rocznie w obrocie". Co na to bursztynnicy? - Prof. Jędrysek jest poetą - mówi krótko dyrektor Kosior. - Nie wiem, skąd wziął te dane. Faktycznie według przygotowanego przez Państwowy Instytut Geologiczny - Państwowy Instytut Badawczy raportu "Bilans zasobów złóż kopalin w Polsce" dotyczącego 2018 r. 0,7 tony bursztynu pochodziło z krajowych złóż, a 5-6 ton jest pozyskiwane przez zbieraczy na plażach. Na jakiej więc podstawie prof. Jędrysek twierdził, że jedynie 0,6 tony bursztynu zostało pozyskane legalnie? A oficjalny import? - Przy handlu wewnątrzunijnym, czyli np. z Litwy, skąd łatwiej kupić bursztyn, nie są dokonywane żadne odprawy celne i dodatkowe raportowanie - informuje dyrektor Kosior. - Płacony jest podatek VAT, ale żaden urząd nie wie, od jakiego towaru. Podobnie w imporcie spoza Unii żadne ministerstwo nie ma dokładnych danych, gdyż bursztyn jest w jednym numerze taryf celnych z innymi dobrami. Polscy importerzy kupują legalnie kaliningradzki bursztyn, sprowadzając go m.in. z Chin, które mogą handlować bursztynem z Rosją. Nie wiem też, skąd brały się ceny bursztynu, które podawał prof. Jędrysek, kiedy resort środowiska przygotowywał nowelizację prawa geologicznego. Już trzy lata temu powstał taki projekt w ministerstwie, a teraz powrócono do tego pomysłu. Narodziła się propozycja, by opłatę eksploatacyjną za wydobycie bursztynu podwyższyć z 10,26 zł do 800 zł za kilogram, co w kolejnych próbach nowelizacji spadło do 300 zł i 200 zł. Zdaniem ministerstwa 200 zł to opłata stosowna, bo jak twierdził prof. Jędrysek, kilogram bursztynu jest wart co najmniej 3 tys. zł, najczęściej 8 tys. zł, a czasami nawet kilkadziesiąt tysięcy złotych. Zdaniem moim i innych bursztynników to kompletnie nieprawdziwe wielkości. Owszem, duże bryły mogą być warte nawet kilkanaście tysięcy złotych za kilogram, ale miał bursztynowy to cena poniżej 50 zł za kilo. Chciałem nawet profesorowi kiedyś wysłać worek drobnego bursztynu, żeby go ode mnie kupił za cenę, którą podaje. Na granicach morskich, lądowych i lotniczych zatrzymano w ubiegłym roku ponad 1,2 tony bursztynu. Z tego na rynek jubilerski trafiło 0,81 tony, zakupione na aukcjach organizowanych przez izby administracji skarbowej. I tak oto wydobywany pod okiem mafii jantar został przez polskie państwo wyprany. Nie wiadomo, ile ton bursztynu wjechało nielegalnie i kto na tym dorobił się fortuny. Ewa Smolińska-Borecka