Do przesilenia doszło o godzinie 19. Wówczas wszystkie kluby oprócz PiS zebrały się na sali sejmowej, by zdecydować, że wbrew woli rządzącej partii w sobotę będzie głosowanie nad budżetem. Ciąg dalszy tej batalii - dzisiaj. Termin głosowania w Sejmie nad budżetem państwa na 2006 r. zależy przede wszystkim od Komisji Finansów Publicznych i od analizy regulaminowej środowych wydarzeń w Sejmie - ocenił w radiu marszałek Sejmu Marek Jurek. Nie chciał jednak jednoznacznie odpowiedzieć na pytanie, czy głosowanie nad budżetem odbędzie się w sobotę. - W tej chwili mamy w Sejmie poważny kryzys i trzeba przeprowadzić jakąś naprawę warunków prac sejmowych. Sejm nie może działać wtedy, kiedy - publicznie i szeroko - udziela się poparcia łamaniu prawa - powiedział. Pytany, kiedy zostanie poddany pod głosowanie wniosek o jego odwołanie, Jurek odparł: - Na pewno w terminie regulaminowym. Na pewno bez wyczerpywania do końca terminów, jakie regulamin tworzy. (...) Na pewno jednak nie w czasie prac budżetowych, i mówię to otwarcie. "Rzeczpospolita" przypomina, że autorem wczorajszego parlamentarnego"puczu" był wicemarszałek Marek Kotlinowski (LPR), który wbrew Markowi Jurkowi (PiS) przeprowadził głosowania. - To uzurpacja i złamanie prawa - oświadczył marszałek Sejmu, którego zdaniem głosowanie nie było ważne. By przejąć prowadzenie obrad, Jurek nie pojechał na umówioną godzinę do prezydenta Kaczyńskiego. Kotlinowski nie dopuścił go jednak do prowadzenia. Wszystko zaczęło się już przed południem. Wówczas na posiedzeniu Prezydium Sejmu marszałek Jurek oznajmił przedstawicielom pozostałych ugrupowań, że rząd chce przesunięcia terminu głosowania nad projektem budżetu na 2006 rok. Powód - rano ministrowie przyjęli autopoprawkę do budżetu, aby znaleźć pieniądze na zwiększone wydatki, w tym becikowe. Pierwotnie głosowanie nad budżetem miało się odbyć w Sejmie w sobotę. Dawało to gwarancję, że do 19 lutego - po przyjęciu przez Senat -trafi na biurko prezydenta. To ważna data, bo w razie spóźnienia Lech Kaczyński miałby prawo rozwiązać Sejm i rozpisać nowe wybory. Dlatego postulat rządu o przesunięciu budżetowego głosowania tak oburzył opozycję. Liderzy PO, Samoobrony, SLD, LPR i PSL nie kryli obaw, że wydłużając budżetowe procedury, PiS będzie traktował przyspieszone wybory jako straszak. Posłowie buczeli, tupali i uderzali rękami w sejmowe ławy. Marszałek ogłosił kolejną przerwę, a liderzy opozycji opuszczali salę obrad z postanowieniem - odwołać Jurka. Wczorajsze przepychanki zdenerwowały Jarosława Kaczyńskiego. - Bez trwałego porozumienia w Sejmie trudno jest rządzić - przyznał. Jako potencjalnych partnerów owego porozumienia wymienił w pierwszej kolejności LPR i Samoobronę, z którymi - jak przyznał -umówił się na rozmowy. A co z PO? - Nie mówię, że nie. Być może tak - stwierdził lider PiS. Zdaniem "Gazety Wyborczej" Kaczyński liczy na to, że Samoobrona i LPR ze strachu przed szybkimi wyborami znów poprą mniejszościowy rząd PiS. Późnym wieczorem Samoobrona i LPR dogadywały z PiS koalicję, zwaną programową: poparcie w Sejmie w zamian za uwzględnianie ich pomysłów w sprawach prywatyzacji czy polityki społecznej. Ale Ludwik Dorn z PiS skomentował: - O koalicjach będziemy mówić, gdy ostygną gorące głowy.