Bunt położnych. Nie zostawiają suchej nitki na projekcie ministerstwa
- Musimy zmienić nasze myślenie i podejście do porodów, jeśli chcemy, żeby rodziło się w Polsce więcej dzieci. A projekt ministerstwa to wręcz przeciwne działanie - ocenia w rozmowie z Interią Mariola Łodzińska, prezes Naczelnej Rady Pielęgniarek i Położnych. To reakcja na pomysł resortu zdrowia, by w szpitalach, w których zamknięto porodówki, tworzyć awaryjne punkty położnicze na SOR-ach.

O "porodach na SOR" głośno jest od początku listopada. Teraz temat powraca, bo na zorganizowanym przez prezydenta szczycie zdrowotnym Mariola Łodzińska, prezes Naczelnej Rady Pielęgniarek i Położnych powiedziała wprost: "Absolutnie nie zgadzamy się na tworzenie miejsc na porody w oddziałach SOR".
Okazuje się, że Naczelna Rada Pielęgniarek i Położnych już wcześniej negatywnie zaopiniowała pomysł resortu. - Wysłaliśmy projekt ministerstwa do 45 okręgowych izb pielęgniarek i położnych, które konsultowały go w swoim środowisku. Większość miała takie same zastrzeżenia jak my. Przesłaliśmy je do Ministerstwa Zdrowia i czekamy na dalsze kroki - słyszymy od Łodzińskiej.
Dopytujemy o szczegóły: jakie to zastrzeżenia i skąd tak radykalna opinia o projekcie?
- Mamy zabiegać o to, żeby kobiety rodziły w komfortowych warunkach, a takich nie ma na SOR-ach - mówi w rozmowie z Interią przedstawicielka położnych i pielęgniarek.
Łodzińska zaznacza, że powinno się tworzyć takie warunki, które będą zachęcały kobiety do zajścia w ciążę. Chodzi m.in. o pewność, że dostaną znieczulenie, będą mieć zapewnioną intymność, partner będzie mógł być przy nich w czasie porodu. - Musimy zmienić nasze myślenie i podejście do porodów, jeśli chcemy żeby rodziło się w Polsce więcej dzieci. A ten projekt to jest wręcz przeciwne działanie - kwituje nasza rozmówczyni.
Pomysł Ministerstwa Zdrowia - o co chodzi?
Sięgnęliśmy do projektu, by sprawdzić, jakie faktycznie zapisy się w nim znalazły. "Projekt rozporządzenia zakłada zorganizowanie opieki położnych u świadczeniodawców posiadających izbę przyjęć lub szpitalny oddział ratunkowy, zabezpieczenie transportowe - w tym całodobowy dostęp do środka transportu z odpowiednim wyposażeniem i udziałem położnej i dwóch ratowników medycznych, co jest kluczowe dla bezpieczeństwa kobiety i noworodka" - czytamy.
W dokumencie zapewniono, że zmiana ma na celu rozszerzenie dostępności opieki okołoporodowej, w szczególności na obszarach powiatów, w których najbliższy oddział położniczo-ginekologiczny jest oddalony o ponad 25 km.
Z projektu wynika też, że celem położnych ma być badanie kobiet i ocenienie, czy są w stanie dotrzeć do najbliższej porodówki. Jeśli tak, ma być zapewniony im transport. W sytuacjach ekstremalnych, gdy akcja będzie działa się bardzo szybko, poród może odbyć się na miejscu.
- Zamykanie oddziałów położniczych jest faktem, który ze względu na demografię od lat obserwujemy i nie zapobiegniemy temu. Możemy za to spróbować mieć kontrolę nad tym, które to oddziały się zamykają i jak będą zabezpieczone potrzeby ciężarnych z okolic - tłumaczył w rozmowie z Interią prof. Maciej W. Socha, ginekolog i kierownik Oddziału Położniczo-Ginekologicznego Szpitala św. Wojciecha w Gdańsku, który jako konsultant wojewódzki w dziedzinie położnictwa i ginekologii dla woj. kujawsko-pomorskiego pracował przy tworzeniu projektu.
Jak podkreślał, "celem tego projektu absolutnie nie jest rodzenie na SOR-ach". - Jeśli jednak tak się zdarzy, to oczywiście położna ten poród przyjmie i zapewni dalszy transport matki z dzieckiem. Natomiast w zamyśle to są miejsca, które mają jedynie zabezpieczyć ciężarne - mówił.
Porody na SOR? Lista wątpliwości
Minister Zdrowia Jolanta Sobierańska-Grenda zapewniała na czwartkowym (rządowym, zorganizowanym na dzień przed prezydenckim) szczycie medycznym, że wyzwania związane z niżem demograficznym są jednymi z kluczowych, na jakie resort planuje odpowiedzieć. Nowe świadczenie realizowane przez położne w szpitalach bez oddziałów położniczych określono w czasie wystąpienia jako "wzmocnienie bezpieczeństwa przyszłych mam".
Problem w tym, że same położne nie chcą takiego rozwiązania. Prezes Naczelnej Rady Pielęgniarek i Położnych uważa, że plan resortu nie ma nic wspólnego za zachęcaniem kobiet do rodzenia dzieci.
- Mamy historycznie najniższą liczbę urodzeń. Musimy naprawdę zawalczyć o to, żeby kobiety czuły się bezpiecznie. A na SOR-ach nie będzie dla nich takich możliwości, jakie są na oddziałach położniczych. Co w sytuacji, kiedy będzie potrzebna specjalistyczna pomoc albo trzeba będzie wykonać cięcie cesarskie? Nasze wątpliwości wynikają z lat doświadczenia, wiemy, jak nieprzewidywalny może być poród - argumentuje Łodzińska.
Dodaje, że "sama nie chciałaby, by jej córka rodziła na SOR-ze, gdzie ludzie są zdenerwowani, są ataki agresji, osoby pod wpływem alkoholu". - Wiadomo, że SOR-y są przeciążone, to naprawdę nie jest miejsce do rodzenia dziecka. To ma być wyjątkowy i piękny czas, a teraz ministerstwo chce, żeby kobiety rodziły w tak zwanym międzyczasie. To nie jest nasz kierunek myślenia - mówi nasza rozmówczyni.
20 listopada minął termin składania uwag do projektu. Już wtedy zapytaliśmy w Ministerstwie Zdrowia, ile wpłynęło uwag i co dalej z projektem. W poniedziałek dosłaliśmy też pytania dotyczące sprzeciwu położnych, m.in. o to, czy będą prowadzone z nimi jakieś rozmowy. Czekamy na odpowiedź.
Projekt ministerstwa ma wejść w życie 1 stycznia 2026 roku.
Paulina Sowa (paulina.sowa@firma.interia.pl)












