Prof. Brzeziński wygłosił w Gdańsku wykład i uczestniczył w debacie zorganizowanej w ramach gdańskiego Areopagu - organizowanym cyklicznie forum wymiany myśli na temat współczesnego świata i wartości w nim obecnych. Według prof. Brzezińskiego, wzrastająca rola Polski w Europie, coraz bardziej odpowiedzialnej za losy świata, jest zgodna z zasadniczym interesem USA. - Geografia polityczna wskazuje jasno, że dobrosąsiedzkie stosunki z Niemcami są dla Polski jednocześnie wrotami do czynnego udziału w budowie politycznie swoistej i potężnej Europy. Dobrych sąsiedzkich stosunków nie można budować przede wszystkim na wspomnieniach o wieczystym wrogu, co Francuzi już dawno zrozumieli i co mądrze wykorzystują, osiągając dla siebie bardziej wpływową rolę w Europie - podkreślił prof. Brzeziński. Stwierdził też, że konieczne jest budowanie "nowej solidarności światowej" na razie nieformalnie, poprzez spotkania wybitnych działaczy politycznych z państw, które na świecie mają odgrywać główną rolę. Według prof. Brzezińskiego, Polska powinna utrzymywać dobre stosunki z Ukrainą, która jego zdaniem, być może nawet nie zdając sobie z tego sprawy, zmierza do integracji z zachodnią Europą - na to wskazują też wyniki ostatnich wyborów w tym kraju. - Istnienie Ukrainy jest w interesie Polski. To jest bardzo ważne, bo istnienie niezależnej Ukrainy zmienia geopolityczną rzeczywistość na Wschodzie w sposób znaczący. (...) Bez Ukrainy, która wchodzi w Europę, Rosja już nie ma opcji imperialnej a samotną być nie może. (...) Jeśli Ukraina będzie wpływać w sposób stabilny do Europy to Rosja musi pójść za jej przykładem, to jest kwestia o zasadniczym znaczeniu dla Polski - ocenił prof. Brzeziński. W jego opinii, coraz większą rolę w świecie odgrywają i odgrywać będą kraje azjatyckie. - Jest już jasne, że w ciągu następnych dwóch dekad Chiny, Indie i Japonia zajmą czołowe miejsca w hierarchii światowej, w której Ameryka nadal będzie numerem jeden, ale ze zmniejszającą się przewagą - powiedział Brzeziński. Zaznaczył, że geopolityczne ambicje Chin i Indii nie są jeszcze jasne. - Nasuwa się niebezpieczeństwo, że Ameryka tocząca niejasno określoną wojnę z terroryzmem może się wdrążyć w długotrwający konflikt jednocześnie z politycznie pobudzoną ludnością Iraku, Iranu, Afganistanu, Pakistanu. Konflikt tego rodzaju i na tak szerokim froncie uniemożliwiłby odgrywanie przez Amerykę koniecznej roli stabilizatora systemu międzynarodowego - uważa prof. Brzeziński. - Żyjemy w wieku gdzie łatwiej jest zabić milion ludzi niż rządzić nad milionem ludzi - dodał. Były doradca prezydenta USA podkreślił, że od około 200 lat, od Kongresu Wiedeńskiego po konferencję w Poczdamie, najważniejszą rolę w kształtowaniu sytuacji na świecie odgrywało kilka europejskich państw: Wielka Brytania, Rosja bądź Związek Radziecki, Francja czy Prusy. Z tym, że rola poszczególnych krajów stopniowo malała. Oprócz państw z Europy niemal zawsze główną rolę odgrywały Stany Zjednoczone. - Ponad 50 lat temu nową wersję układu światowego dyktowały w Poczdamie jedynie Stany Zjednoczone i Rosja Sowiecka i do pewnego, ale dużo mniejszego stopnia, Wielka Brytania - zaznaczył Brzeziński. W chwili obecnej z tego grona liczy się, według niego, jedynie USA. - Samotna hegemonia Ameryki również nie wystarcza na wyłonienie nowego, stabilnego i bardziej sprawiedliwego układu światowego. Widzimy to niestety w nieudanej wojnie w Iraku - powiedział Brzeziński. Jego zdaniem, przez ostatnie 200 lat konflikt o dominację nad światem toczył się na terenie Europy teraz zaś areną konfliktu jest "podbrzusze EuroAzji". Brzeziński uważa, że teraz Ameryka powinna "wciągnąć do odpowiedzialności za świat nowych, wpływowych uczestników". Tymi uczestnikami według niego powinny być USA oraz Chiny, Japonia, Indie, Indonezja, Rosja,. - Jej pozytywna przyszłość leży w powiązaniach z Europą - ocenił profesor. - Na koniec zamiast byłych poszczególnych państw europejskich - Unia Europejska, światowa potęga gospodarcza, równa Ameryce ma wszelkie dane do odgrywania pozytywnej i odpowiedzialnej roli geopolitycznej - podkreślił Brzeziński.