Posłuchaj: Kamil Durczok: Na piątek był szykowany zamach stanu - tak zagrzmiał Andrzej Lepper, po tym jak się okazało, że Stanisław Łyżwiński nie jest ojcem dziecka Anety Krawczyk. Czy Agencja Bezpieczeństwa Wewnętrznego powinna się zajmować tą sprawą? Joachim Brudziński: Z tego co wiem, to pan premier Lepper oczywiście zamierza złożyć taki wniosek do ABW. Natomiast czy był szykowany zamach stanu? Ja osobiście uważam, że nie. Natomiast pewnym jest, iż część dziennikarzy, a już na pewno jeden z dzienników, który do niedawna uchodził, albo chciał uchodzić za najbardziej opiniotwórczy, sięgnął bruku, jeżeli chodzi o kreowanie rzeczywistości. Ale na czym to sięgnięcie bruku ma polegać? Na opisaniu takich praktyk, które wedle świadków i informatorów "Gazety Wyborczej" miały miejsce w Samoobronie? Panie redaktorze należy opisywać wszelkie przejawy patologii, a szczególnie jeżeli ta patologia miałaby dotykać polityków, i to polityków tak prominentnych jak ci, o których mówimy. Ale pod jednym warunkiem - że ten materiał jest materiałem rzetelnym i od strony dziennikarskiej nie można temu materiałowi nic zarzucić. Ma pan wątpliwości? Nie tyle ja, co sami dziennikarze. Wielu medioznawców, ale i wielu dziennikarzy uważa, że "GW" dopuściła się dużego uchybienia rzetelności dziennikarskiej publikując ten materiał, chociażby bez głosu drugiej strony. To jest fakt, który pokazuje, że akurat ten dziennik z tego poziomu, który jeszcze do niedawna miał - poziomu zdecydowanie wysokiego, sięgnął rynsztoka. Panie pośle, przyjmujemy pańską opinię, natomiast nie chciałbym żebyśmy się odwrócili od tego, co jest istotą mojego pytania. Czy publikacja jakiejkolwiek gazety, takiej czy innej - poza oczywiście jawnie nawołującymi do popełnienia przestępstwa - powinna być przedmiotem takiego badania ABW? Ja nie wiem. To zależy od odpowiednich organów państwa czy taką interwencję podejmą. Ja chcę zwrócić uwagę na jeden niezwykle istotny aspekt całej tej sprawy. W 40-milionowym narodzie od kilku dni, wszystkie media i większa część polityków, nie mówi o niczym innym tylko o tym, kto jest ojcem trzeciego dziecka Anety K. Sięgnęliśmy pewnego rodzaju totalnego absurdu. To prawda, ale czy to jest jednocześnie powód, żeby wicepremier rządu Rzeczpospolitej Polskiej nakłaniał czy zawiadamiał ABW, żeby ta się zajęła sprawdzeniem rzetelności tekstów dziennikarskich. Czy to nie jest jakaś paranoja? Ale wicepremier tego rządu na skutek publikacji tej gazety, był wzywany przez znaczną część opinii publicznej, przez znaczną część również polityków, przez całą opozycję, do tego, aby po pierwsze zostały wyciągnięte wobec niego konsekwencje prokuratorskie, a po drugie, żeby jego formacja została totalnie zniszczona i odsunięta od współrządzenia. Mało tego, dokonywano również - i to jest problem - takiego bardzo dużego nadużycia przypisania odpowiedzialności za całą tę sytuację, jak się okazuje przynajmniej w tej chwili sztucznie nadmuchaną i bardzo niewiarygodną - przypisywania odpowiedzialności również do Prawa i Sprawiedliwości, które jest w koalicji z Samoobroną. Ja tam nie widzę przypisywania odpowiedzialności za seksaferę Prawu i Sprawiedliwości. Państwo jesteście pytani w naturalny sposób, bo jesteście koalicjantem ugrupowania, które jest oskarżane o to, że dopuszczało do molestowania seksualnego. Odesłałbym pana redaktora i wszystkich radiosłuchaczy do tych, moim zdaniem, kuriozalnych, a nawet idiotycznych wypowiedzi części polityków opozycji, mam na myśl głównie Platformę Obywatelską, do tego rejtanowskiego stylu wypowiedzi pana Komorowskiego, który straszył Polaków i opinię publiczną tym, że opinia publiczna na Jamajce i w Malezji jest zaniepokojona tym, co się w Polsce dzieje. Ale to prawo posła Komorowskiego i prawo czytelników, widzów i słuchaczy, których pan odsyła do tego, żeby ocenili takie wypowiedzi. Takie są reguły gry. A ja wracam do reguł funkcjonowania państwa, bo to jest istotne - o ABW. Tylko, że pan redaktor pyta o reguły gry, które właśnie doprowadziły do takiej sytuacji, że rząd stał przed upadkiem z powodu sztucznej i, jak się okazuje, bardzo naciąganej afery. Jeszcze nie wiadomo, panie pośle, czy sztucznej. Przedmiotem badania prokuratury jest sprawa molestowania seksualnego w Samoobronie, a nie ojcostwa, jak pan słusznie zauważył, trzeciego dziecka Anety K. Tutaj dotykamy sedna sprawy. Bo jedyną - jeżeli można tu mówić o jakiejkolwiek - korzyścią wynikającą z całej tej sytuacji jest to, że opinia publiczna bardzo wyraźnie została skierowana na problem ohydny, bo tak to należy określić. I tutaj jest bardzo jasna deklaracja premiera Jarosława Kaczyńskiego: każdy przejaw tego typu zachowań, nawet, gdyby miało to dotyczyć prominentnych polityków, będzie rozliczany i eliminowany z życia publicznego. I dlatego czekamy na wyniki prac prokuratury. Najwyższy czas skończyć ten żałosny spektakl - tak pan powiedział. Kto go powinien skończyć? Jestem głęboko przekonany, że przynajmniej część środowiska dziennikarskiego powinna dziesięć razy zastanowić się, zanim zdecyduje się opublikować czy rzucić kalumnie pod wpływem - wydawałoby się - tak wiarygodnego świadka, jakim, jeszcze do soboty, była? Liczyłem na to, że pan powie, że prokuratura powinna to skończyć werdyktem o podjęciu postępowania, postawieniem aktu oskarżenia albo umorzeniem postępowania. Ale prokuratura na pewno to skończy, bo istotą sprawy jest to, że w dniu, kiedy pojawiła się ta publikacja, premier Jarosław Kaczyński zapowiedział i prokuratora jeszcze w tym samym dniu rozpoczęła przesłuchiwania świadków. I dobrze byłoby, żebyście również zaczęli o tym mówić: że to premier tego rządu doprowadził do takiej sytuacji, że kiedy tylko pojawił się cień wątpliwości, prokuratura rozpoczęła działania, które - jestem o tym głęboko przekonany - tę sprawę wyjaśnią. Wszystkie działania prokuratury są relacjonowane w mediach, i to na bieżąco. A sprawa ojcostwa dziecka Anety K. była jednym z dowodów w tej sprawie, dowodem, który upadł. Do zakończenia postępowania jeszcze pewnie daleko. A może blisko - zobaczymy, co dziś powie prokuratura. Dziękuję.