W sosnowieckim Parku Sieleckim parę prezydencką powitało kilkaset osób, wśród nich była głośno skandująca kilkunastoosobowa grupa z transparentami m.in.: "Ruch narodowy" i "Korwin". Do ich okrzyków nawiązał w przemówieniu Komorowski; prezydent mówił m.in.: "tak to już jest czasami, że są osoby, które lepiej się czują w klimacie konfliktu; jeśli urządzają awanturę, jeśli nie mając nic do zaoferowania, mogą skutecznie przeszkodzić". Komorowski akcentował, że jako prezydent starał się łączyć ludzi. "Ale muszę powiedzieć, że idzie to czasami strasznie ciężko" - ocenił. "Mimo wszystko zagrożeniem dla Polski jest taki dramatyczny radykalizm prawicowy" - uznał. "Chcę głęboko państwa przekonać do tego, że warto - przy wszystkich różnicach, także tych, które tutaj dzisiaj słychać - stawiać na zgodę, na porozumienie, na zdolność do współpracy, do współdziałania, bo tylko wtedy możemy zapewnić i ojczyźnie i każdej gminie w Polsce, Sosnowcowi także, możliwości rozwoju" - mówił prezydent. "Mam świadomość, że mówię to do państwa w Sosnowcu, gdzie są bardzo stare i bardzo piękne tradycje lewicowe - od czasu PPS, od czasów rewolucji 1905 r. To jest dobra ilustracja tego, jaka jest Polska. Ja nigdy nie byłem człowiekiem lewicy, ale zawsze lewicę starałem się szanować, szanować ludzkie wrażliwości, ludzkie dokonania" - mówił, wspominając m.in. uzyskane w Zagłębiu przez pięciu laty poparcie, a także wsparcie udzielone mu przez europosła Adama Gierka. "Dla mnie to poparcie miało wymiar symboliczny, bo przecież dla Polski trzeba umieć się porozumiewać - także ponad trudnymi podziałami historycznymi, poza aktualnymi podziałami politycznymi" - mówił prezydent. Zapewnił, że jeżeli wygra wybory, w dalszym ciągu będzie realizował zasadę szukania tego, co Polaków łączy. "Nam potrzeba zgody i zdolności do współdziałania. Nie trzeba udawanej jedności, bo demokracja oznacza umiejętność życia właśnie z różnicami. Ale dojrzała demokracja wymaga szukania tych obszarów, które mogą być zagospodarowane wspólnie - przy wszystkich różnicach" - zaznaczył. "Problem polega na tym, że z jednymi da się dogadać, a z innymi w żaden sposób. No i to słychać" - ocenił, nawiązując do rozbrzmiewającego wciąż skandowania. "Dlatego serdecznie państwa zachęcam do głosowania 10 maja. Z całym głębokim przekonaniem chcę państwu powiedzieć, że będziecie państwo wybierali naprawdę, a nie na niby (...) między Polską awantury, Polską konfliktu, Polską niezgody na siebie nawzajem, a Polską współpracy i Polską zgody narodowej" - zaakcentował Komorowski. "Teraz trzeba zafyrlać, panie prezydencie" Wcześniejsze popołudniowe gotowanie żuru w Parku Śląskim, któremu przyglądało się wiele wypoczywających tam osób, koordynował znany śląski kucharz Remigiusz Rączka. "W historii Polski chyba nie zdarzyło się, żeby prezydent wraz z małżonką gotował śląski żur" - mówił Rączka, wręczając parze prezydenckiej fartuchy ze śląskim wzorem. "O ile wiem, to najczęściej gotowana zupa w Polsce" - zaznaczyła Anna Komorowska. Prezydent dodał, że obawia się, że jak teraz zacznie gotować, "to i w domu tak zostanie". Podczas gotowania przyznał jednak, że zdarzało mu się gotować w domu, choć jego synom częściej. Rączka tłumaczył, że "ilu Ślązaków, tyle żurów". Jak mówił, para prezydencka gotowała żur żeniaty - bo "żur żeni się z kiełbasą i ziemniakami". Akcentował, że żur powinien być na gęstym zakwasie i powinien być konkretny, treściwy - zawierać m.in. kiełbasę śląską, boczek, ziemniaki, czosnek i cebulę. "Tam teraz najmniej to jest wody, odwrotnie niż w polityce" - ocenił Komorowski. "Teraz trzeba zafyrlać (zamieszać - PAP), panie prezydencie" - zarządzał kucharz. "I nie żałować majeranku" - radził. "Teraz czekamy, aż żur bulknie (zagotuje się - PAP)" - wyjaśniał. "A teraz powiem tak: dobry żur to jest tak za trzy dni" - zaznaczył Rączka. Wśród degustatorów żuru byli państwo Martyna i Andrzej Pytlarz z Zawiercia. "Bardzo smaczny, choć dość ostry, pikantny" - uznała pani Martyna. "My jemy żurek co drugi dzień, ale nie w ten sposób przygotowany" - zastrzegła.