Były prezydent przekonuje, że dziś nie zamierza nigdzie kandydować, choć zastrzega, że czasem "życie pisze nieoczekiwane scenariusze". Piotr Śmiłowicz, Polska Agencja Prasowa: Zapowiada pan, że zamierza się bardziej zaangażować w życie polityczne. Co pana do tego skłoniło? Bronisław Komorowski: - Moja zwiększona aktywność będzie polegać na tym, że tak jak do tej pory starałem się wspierać środowisko, z którego się wywodziłem, czyli Platformę Obywatelską, to teraz do tej kategorii środowisk politycznych chce zaliczyć Polskie Stronnictwo Ludowe - Koalicję Polską. To środowisko stało się dziś konserwatywną kotwicą w ramach opozycji demokratycznej w Polsce. A w moim przekonaniu takie bieguny i kotwice konserwatywne są dla opozycji niezbędne. Mogą być bardzo istotne z punktu widzenia tego, na kogo zagłosują często już mocno zdezorientowani i zniechęceni rzeczywistością PiS-owską umiarkowani wyborcy centroprawicowi. Czy to oznacza, że Platforma w pana opinii skręciła za bardzo w lewo i już nie może spełniać roli tego bieguna konserwatywnego? - Platforma dokonała nowego wyboru ideowego, zmieniając swoją deklarację ideową. Deklaracja ideowa z 2001 roku, w której przygotowaniu uczestniczyłem, definiowała Platformę Obywatelską jako partię konserwatywno-liberalną. Taka formuła również dla mnie była bardzo ideowo wygodna i bezpieczna. Dzisiaj, jak sądzę, w PO świadomie został dokonany zwrot w kierunku czystego liberalizmu, a może liberalizmu lewicowego. Być może okaże się to szansą na sukces polityczny środowiska PO. Zobaczymy jednak, czy PO zdoła przejąć na stałe liczącą się cześć wyborców lewicujących. - Staram się patrzeć na scenę polityczną nie oczami człowieka zaangażowanego w jedną partię, ale w całościową rozgrywkę wyborczą. Oceniam, że otworzyła się duża przestrzeń na prawo od Platformy, którą wypełnia w tej chwili partia Szymona Hołowni i właśnie Koalicja Polska. Życząc jak najlepiej Platformie Obywatelskiej i deklarując chęć współpracy, zadeklarowałem swoją wolę wspierania także środowiska pana Władysława Kosiniaka-Kamysza, którego bardzo cenię, a który ogłosił, że jego środowisko chce być kotwicą konserwatywną w ramach opozycji demokratycznej. Nowa deklaracja ideowa PO, o której pan wspominał, jeszcze nie jest ogłoszona, dopiero trwają pracę, ale rozumiem, że chodzi panu też o decyzję władz PO w sprawie ustawy antyaborcyjnej, interpretowaną jako skręt w lewo? - Tak, PO zapowiedziała już dawno opublikowanie nowej deklaracji ideowej i nie sądzę, aby potwierdziła ona konserwatywny charakter partii. W drugiej kwestii to faktycznie w moim przekonaniu Platforma nie odpowiedziała w sposób konserwatywno-liberalny na naruszenie kompromisu aborcyjnego przez Jarosława Kaczyńskiego. Ta absolutnie fatalna decyzja Kaczyńskiego nie spotkała się z adekwatną odpowiedzią. - Moim zdaniem powinna to być odpowiedź na rzecz obrony istniejącego do niedawna kompromisu, a nie stanięcie po stronie zapowiedzi daleko idącej liberalizacji oraz aborcji na życzenie. Oceniałem i oceniam to krytycznie, oczywiście mniej krytycznie niż to co zrobił Kaczyński, ale uważam, że rolą partii konserwatywno-liberalnej była obrona kompromisu z 1993 roku, a nie stanięcie po stronie radykalnych zwolenników aborcji na życzenie. Czy przedstawiciele konserwatywnego skrzydła PO, którzy nie odnajdują się w obecnej Platformie, powinni przejść do jakiejś nowego bloku chadeckiego, budowanego przez Władysława Kosiniaka-Kamysza pod pana patronatem? - Nikogo nie namawiam do przechodzenia z jednej partii do drugiej. To są decyzje indywidualne. Ja do tych decyzji nie zamierzam kogokolwiek namawiać. Natomiast stwierdzam, że to zjawisko od dawna ma już miejsce. Posłowie przechodzą albo do partii Szymona Hołowni, albo do Koalicji Polskiej. Swego czasu bardzo namawiałem Platformę na odbudowę w ramach partii skrzydła konserwatywnego. Dziś jest już późno, jeśli nie za późno. - To, że w PO istniały dwa skrzydła - liberalne i konserwatywne - było jednym ze źródeł sukcesów wyborczych Platformy w przeszłości. Dzisiaj to konserwatywne skrzydło prawie nie istnieje. To są pojedyncze osoby, które nie mają wpływu na strategiczne decyzje. Być może, jeśli pojawi się świadomość, że po prawej stronie wyrasta konkurencja w postaci Koalicji Polskiej i partii Szymona Hołowni, to władze Platformy mocniej zaangażują się w odbudowę skrzydła konserwatywnego. Według mnie dziś może to być jednak bardzo trudne, jeśli już nie niemożliwe m.in. ze względu na ideowy wymiar Koalicji Obywatelskiej. Ma pan na myśli należące do KO formacje lewicowe - Inicjatywę Polską, Zielonych... - Tak. Jak się pozyskuje lewicowych koalicjantów, samemu trzeba też mówić głosem takim, który im odpowiada. Być może to jest jedna z przyczyn kursu Platformy na lewo. Nie widzę w tym nic złego, zwłaszcza po ostatniej kompromitacji Lewicy dogadującej się z PiS-em, może coś na tym Platforma skorzysta. Trudno jednak cofnąć zmiany wywołane wycofaniem się PO z istotnej części poglądów konserwatywnych. Grupa 51 parlamentarzystów Koalicji Obywatelskiej, głównie związanych z PO skierowała list do kierownictwa Platformy, że partia musi się zmienić. Nie sądzi pan, że sam fakt napisania takiego listu i upublicznienia go jest przejawem kryzysu wewnętrznego w partii? Jak pan ocenia ten list? - Jako przejaw jeśli nie kryzysu, to na pewno wewnętrznego fermentu. I poszukiwania dróg wyjścia w sytuacji kiedy rzeczywiście staje pod znakiem zapytania misja Platformy Obywatelskiej jako zwornika całej opozycji. Przecież decyzja Lewicy o dogadaniu się z PiS postawiła pod znakiem zapytania sens sojuszu partii opozycji demokratycznych, a także zakwestionowała rolę przywódczą Platformy w tym sojuszu. Będzie chyba trudno to odbudować, bo sondaże nie powinny nastrajać Platformy optymistycznie. - Ale dobrze, że taki ferment daje o sobie znać, bo na pewno warto szukać rozwiązań na przyszłość. Byłoby rzeczą najgorszą, gdyby kompletnie zanikła debata nad ideowym i programowym kształtem Platformy Obywatelskiej. Ale też źle by było, gdyby ta debata została sprowadzona tylko do pytań o przywództwo w kategoriach personalnych. Wtedy byłby to rzeczywiście przejaw kryzysu. Borys Budka ostatnio mówił, że widziałby Platformę w formule wyborczej razem z Koalicją Polską oraz Polska 2050 Szymona Hołowni. - Wspierałbym to całym sercem. To może wziąłby pan na siebie rolę patrona takiego porozumienia? Np. zaprosiłby trzech liderów do siebie? - Z tego co wiem, to oni się spotykają i rozmawiają. Jeśli byłaby potrzebna taka rola, jestem oczywiście otwarty na ewentualne propozycje. Wydaje mi się, że logika polityczna będzie zachęcała do zbliżenia w takim układzie. Pytanie czy może się zmienić pogląd partii Szymona Hołowni na współdziałanie ze "starymi" partiami. Do tej pory zachowywała ona daleko idącą wstrzemięźliwość w tej sprawie, zapewne bała się utraty tzw. świeżości politycznej. Wszystko będzie zależało od nastrojów społecznych. - Jeżeli pan Szymon Hołownia zyska choćby tylko sondażowo pozycję lidera opozycji, to wszyscy będą go pytali, jak on tę rolę zamierza spełniać w stosunku do innych partii politycznych. Być może więc rzeczywiście warto bardziej odważnie poprowadzić takie rozmowy, do czego zachęcam. I jeżeli będzie potrzeba, jestem do dyspozycji. Najgorszą rzeczą są jednak pośrednicy niechciani czy niekonieczni. Na razie jest pan najbardziej "chciany" przez pana Kosiniaka-Kamysza, w tym ruchu który buduje się pod roboczą nazwą Chadecja Polska. Widzi pan jakąś możliwość sformalizowania współpracy z tym ruchem, budowania jakiejś struktury? - Mam nadzieję, że tak, ale ten projekt istnieje dopiero w zamyśle. To pomysł, który mnie ciekawi i nastraja życzliwie, a Władysława Kosiniak-Kamysza cenię i lubię. Świetnie nam się współpracowało np. w kwestiach polityki prorodzinnej w czasach mojej prezydentury. Pamiętam też, że i wtedy PSL pełniło rolę konserwatywnej kotwicy w ramach koalicji z PO. Ale dzisiaj z chadeckością trzeba uważać, bo to co było kiedyś i moim marzeniem - powstanie polskiej chadecji w oparciu o "Solidarność" - dzisiaj wydaje się już mało aktualne i mało odpowiadające nastrojom społecznym. Dzisiaj jest raczej dominujące oczekiwanie po stronie opozycji, że Kościół będzie się trzymać jak najdalej od polityki. Ja się z tym w pełni zgadzam. Uważam, że nieszczęściem Polski i Kościoła jest uwikłanie w politykę PiS. Czy wicepremier Jarosław Gowin pasowałby do tego "bieguna konserwatywnego" obecnej opozycji? - Opozycja powinna być otwarta na taką możliwość i na pewno nie powinna występować w roli zniechęcającego środowisko pana Gowina do pójścia jakąś wspólną drogą. Oceniam krytycznie wypowiedzi, które padały z różnych kręgów lewicowych i liberalnych, że z panem Gowinem to nigdy, bo jest współodpowiedzialny za rządy PiS. Staram się pamiętać to co, ludzie mają dobrego na koncie i Gowinowi pamiętam przede wszystkim zablokowanie wyborów kopertowych w maju ubiegłego roku. Tyle że po ostatniej wolcie Lewicy i dogadaniu się z PiS realna możliwość rozpadu koalicji rządzącej szalenie zmalała i te wszystkie rozważania mocno tracą na aktualności, mimo że różnice i problemy w koalicji rządowej nie zniknęły. - Jarosław Gowin powinien się zastanowić, czy wiązać swoją przyszłość z Jarosławem Kaczyńskim, czy raczej szukać nowych partnerów w polityce. Coś mi się bowiem wydaje, że Jarosław Kaczyński bliżej trzyma się z panem Bielanem, niż z Gowinem. I może się zdarzyć tak, że np. listy do komisji wyborczej będzie niósł pan Bielan i zmieni się ich skład. Tak już bywało. Ile bloków po stronie opozycyjnej powinno pana zdaniem iść do wyborów? Jeden, dwa, trzy? Jeden jest dzisiaj chyba mało prawdopodobny. - Zawsze uważałem, że optymalny jest szeroki blok, szanujący odmienności. Dziś po wolcie Lewicy wątpię, aby ktokolwiek chciał zaryzykować ponowne budowanie takiego sojuszu ze środowiskami lewicowymi. Na pewno z tego szerokiego bloku opozycji, z udziałem lewicy, warto uratować pakt senacki i to jest chyba jeszcze możliwe. Opowiadałbym się, jak już mówiłem, za stworzeniem bloku PO z Koalicją Polską i partią Szymona Hołowni. Przynajmniej warto spróbować. Czy widzi pan dla siebie jakieś miejsce w czynnej polityce? Chce pan jeszcze gdzieś kandydować? Może do Parlamentu Europejskiego? A może jeszcze raz w wyborach prezydenckich w 2025 roku? - Jestem politykiem i człowiekiem spełnionym. Każdemu życzę takiej drogi życiowej i politycznej. Nie mam w sobie parcia do kolejnych stanowisk. Oczywiście chciałbym być pomocny dla tej strony sceny politycznej, z którą sympatyzuję i której życzę jak najlepiej. Ale jak daleko mogę się na tej drodze posunąć, nie wiem. Dzisiaj nie mam planów, by gdziekolwiek kandydować, ale doświadczenie polityczne podpowiada, że nigdy nie należy się zarzekać raz na zawsze, bo życie pisze nieoczekiwane scenariusze.