Od kilku lat wraz z zakończeniem zajęć dydaktycznych ZNP podsumowuje pracę ministra edukacji, przygotowując dla niego świadectwo. Na tegorocznym świadectwie stwierdzono, że Dariusz Piontkowski nie otrzymał promocji do następnej klasy. Prezes ZNP przekazał, że minister nie uzyskał pozytywnej oceny w żadnej z sześciu kategorii: wdrażanie kształcenia na odległość, zapewnienie uczniom równego dostępu do kształcenia, przeciwdziałanie wykluczeniu edukacyjnemu, zapewnienie uczniom i nauczycielom warunków do zdalnego kształcenia, odchudzenie podstawy programowej oraz dialog ze środowiskiem. "Żadna z kategorii nie daje podstaw do tego, by powiedzieć, że minister stanął na wysokości zadania. (...) Zapracował na tę ocenę, negatywne opinie, był obok tego procesu (zdalnego kształcenia), nie w nurcie" - podkreślił Broniarz. Jak mówił, szef MEN przerzucił obowiązek zorganizowania zdalnej edukacji na nauczycieli, dyrektorów szkół i samorządy; nie konsultował też podejmowanych decyzji. Skrytykował też Piontkowskiego za brak zainteresowania problemem uczniów, którzy nie uczestniczyli w zdalnym kształceniu. "Nie byliśmy w stanie powiedzieć, jak dużej liczby dzieci nie objęła edukacja zdalna. Jeśli nawet 1 proc. nie spełniło tego obowiązku, to jest to liczba sięgająca prawie 50 tys. uczniów. To, że minister edukacji narodowej wielokrotnie w swoich wypowiedziach omijał ten problem, dowodzi, że w ogólne nie zastanawiał się, jak z niego wybrnąć" - zaznaczył. Zauważył, że wykluczenie części uczniów z procesu edukacyjnego może skutkować trudnościami w przyszłym roku szkolnym. Dodał, że wykluczenie edukacyjne dotyczyło także uczniów ze specjalnymi potrzebami edukacyjnymi. "Ministra nie było" Broniarz wytknął też ministrowi brak jednolitej platformy edukacyjnej, która mogłaby być głównym narzędziem pracy wszystkich nauczycieli oraz nieodchudzenie podstawy programowej, która w warunkach zdalnej edukacji była nie do zrealizowana. Szef ZNP wskazał też, że była duża rozbieżność między wypowiedziami ministra edukacji a legislacją i praktyką. Jego zdaniem na początku epidemii minister powinien wyjaśnić uczniom złożoność sytuacji, to, co ich czeka. "Ministra nie było też w trakcie tych wydarzeń. Minister powinien być wspólnie z uczniami i nauczycielami" - zwrócił uwagę. Dużym wyzwaniem zdalnej edukacji - jak mówił - była konieczność dzielenia komputerów między rodzicami i dziećmi, a także obciążenie rodziców obowiązkiem uczenia dzieci. "Nie każdy ma takie kompetencje, takie umiejętności zarówno dydaktyczne, jak i pedagogiczne, żeby podołać obowiązkowi edukacji swojego dziecka" - stwierdził. Za ogromny wysiłek podziękował uczniom, rodzicom, nauczycielom i pracownikom administracji szkół, którzy "dali radę, stanęli na wysokości zadania" i mimo zamkniętych szkół realizowali edukację na takim poziomie, jaki był możliwy. "Szkoły będą absolutnie nieprzygotowane" Prezes ZNP wyraził nadzieję, że od września nastąpi powrót do tradycyjnej nauki w szkołach, choć zastrzegł, że nie wiadomo, jaka będzie sytuacja epidemiczna. Wypowiedź premiera Mateusza Morawieckiego, że od września uczniowie na pewno wrócą do szkół nazwał "wróżeniem z fusów". Jego zdaniem decyzje dotyczące tego, jak będzie wyglądać nauka od września, powinny zapaść jak najszybciej. "Jeśli mamy być w reżimie 12 osób w pomieszczeniu, to żeby ta decyzja nie zapadła w końcówce sierpnia, bo szkoły będą absolutnie nieprzygotowane do tego. Chcielibyśmy też wiedzieć, czy będzie możliwa edukacja hybrydowa: trochę stacjonarna, trochę online w sytuacji zagrożenia epidemiologicznego i co będzie temu towarzyszyło z punktu widzenia obowiązku po stronie nauczyciela i po stronie rządu - mówię o sprzęcie, wyposażeniu, internecie. Jeżeli zapadnie decyzja, że wracamy do szkół, jakby się nic nie stało, i klasy będą liczyć po 20-30 uczniów, to chcemy wiedzieć, że wszyscy jesteśmy zdrowi, gotowi" - mówił Broniarz. Dodał, że reforma Anny Zalewskiej spowodowała, że szkoły i klasy są bardzo liczne.