Marcin Zaborski: W naszym studiu Prezes Związku Nauczycielstwa Polskiego Sławomir Broniarz, dzień dobry Sławomir Broniarz: - Dzień dobry. Uwaga, uwaga, powiało grozą. Nauczyciele będą robić to, co do nich należy. - Lekką nutkę ironii słyszę w pana głosie, bo to nie jest nic nowego, nauczyciele ciągle robią to, co do nich należy. To już na poważnie, 15 października ma się zacząć kolejna odsłona protestu. Na czym dokładnie ma polegać? - Siłą rzeczy: będziemy robić to co do nas należy i nic więcej. Dlatego, że jest rzeczą jakby naturalną i dla nas oczywistą, że nikt nie zaryzykuje namawiania jakiejkolwiek grupy zawodowej, a na pewno nie będziemy namawiać nauczycieli do łamania prawa, czyli nie przestrzegania przepisów dotyczących istoty naszego zawodu, a więc zapisów Karty nauczyciela, czy też statutu szkół. To czego nie będą robić nauczyciele od 15 października? - Tają rekomendację daliśmy, abyśmy nie robili tego, co może zrobić ktoś inny. Pracownik administracji, pracownik samorządu, dodatkowo zatrudniony pracownik tej szkoły, ale nie nauczyciel. Czyli konkretnie? - Najbardziej nośne medialnie są te zajęcia pozalekcyjne. Czyli nauczyciele mnie będą prowadzić zajęć poza lekcyjnych? - Jeżeli one nie są wpisane do arkusza organizacyjnego, a więc nauczyciel ma je robić pro publico bono, to tutaj mówimy wyraźnie... Czyli: nie dostaje pieniędzy, to ma ich nie robić, tak pan proponuje? - Tak, nie widzimy powodu, żeby je wykonywał. Ale to nauczyciel zadecyduje, czy chce czy nie chce prowadzić te zajęcia? - W każdej formie protestu, również w strajku, każdy codziennie decydował sam za siebie. Jeżeli nauczyciel ma jechać na tę zieloną szkołę, to też zwracamy uwagę, że nie chodzi o to, żeby walczyć z uczniami, nic bardziej mylnego. Zwracamy uwagę na dwa elementy. Po pierwsze chodzi o czas pracy nauczyciela: nauczyciel jest na tej zielonej szkole 24 godziny na dobę, a kodeks pracy mówi, że nauczyciel ma mieć nieprzerwany 11 godzinny czas odpoczynku. A po drugie chodzi o bezpieczeństwo dziecka. Jeżeli mówimy, że jedziemy na wycieczkę, czy na jakąkolwiek inną imprezę poza miejscem pobytu szkoły, to znaczy, że tam ma być odpowiednia liczba nauczycieli do opieki nad tymi dziećmi. Czyli na wycieczki szkolne i na zielone szkoły nauczyciele jeździć nie będą? - Chyba, że dyrektor powie: dobrze, jedzie 30 osobowa grupa, więc będzie trzech nauczycieli opiekunów, jeżeli to jest np. teren górski, tak jak stanowi przepis prawa. A dzisiaj mamy sytuację taką, dyrektor mówi: jedziesz ty, bardzo rzadko do tego nauczyciel ma delegację wystawioną przez dyrektora szkoły, a jedziesz jako jeden i dobierz sobie dwóch rodziców do opieki. Nic bardziej błędnego. Rodzice nie mają kwalifikacji formalnej do tego, żeby sprawować opiekę nad uczniami na wycieczce. Więc mówimy, że pojedziemy na wycieczkę pod warunkiem, że pojedzie trzech nauczycieli. Dyrektor mówi nie pojedziemy, bo muszę dać zastępstwa. No to nie będzie tej wycieczki. Porównując to z wiosennym strajkiem, zaostrzenie protestu nauczycielskiego to to nie jest. A jeszcze przed wakacjami pisał pan do nauczycieli tak: "ładujmy teraz akumulatory, bo czeka nas intensywna jesień". To właśnie miał pan na myśli? - Niezupełnie tak, ale zwrócę uwagę na to, że to są takie drobne elementy dotyczące tego, o czym mówimy w kontekście tego protestu włoskiego. Strajk włoski to jest ta intensywna jesień, którą pan zapowiadał? - Po pierwsze, strajk polega na całkowitym powstrzymaniu się od pracy. I tego nie będzie. - A tutaj mówimy o proteście, który jest protestem bezterminowym, który ma, po pierwsze, nie tylko wkraczać w te obszary, o których mówiłem. Który mówi, że nauczyciel nie będzie wykonywać czynności administracyjnych, które może robić ktoś inny. Nie będzie prowadził inwentaryzacji, nie będzie uczestniczył w różnego rodzaju... Czy to jest zaostrzenie protestu? - Taka jest wola większości nauczycieli. Ale czy to jest zaostrzenie protestu? - Taka formę wybrali nauczyciele. 18 proc. nauczycieli chciało odejść od tablicy, chciało tego strajku, o którym pan mówi. Czyli mniej niż 1/5 uczestników ankiety, którą zorganizowaliście, zdecydowała, że chciałaby strajkować. To znaczy, że za panem, który mówił, że jest pan za strajkiem, poszło niewielu nauczycieli. - Tak, ale kiedy przypomnimy sobie to, co działo się w kwietniu, zarówno w okresie strajku, jak i przed, jak i po strajku, to fakt, że w samej ankiecie wzięło udział prawie ćwierć miliona respondentów, jest dla nas bardzo pozytywnym objawem. Połowa zdecydowała, że w dalszym ciągu walka o etos zawodu, o tą podstawę funkcjonowania oświaty będzie wpisana w naszą działalność. 80 proc. uczestników tej ankiety mówi, że nie chce strajku. - Tak, ale proszę zwrócić uwagę... To nie jest jakiś sygnał dla pana? - Strajk spotykał się z potężnym hejtem, z ogromnym atakiem ze strony polityków, mediów, rodziców, samorządów, innego związku zawodowego. Nauczyciele ponieśli także ogromne wyrzeczenia materialne i ja się wcale nie dziwię, że ktoś, kto stracił 3 tys. zł, dzisiaj mówi zastanowię się... A dostaje pan listy od rozczarowanych nauczycieli, którzy piszą panu, że pan ich zostawił? Wyprowadził pan lud na barykady i zostawił ich na lodzie? - Po pierwsze Związek Nauczycielstwa Polskiego jest organizacją gdzie funkcjonujemy w pewnej zbiorowości i nie można powiedzieć, że ktoś kogoś zostawił, czy ktoś kogoś oszukał, czy nie dotrzymał słowa. Panu nikt tego wprost, prosto w oczy nie powiedział? - Nie, dlatego, że żadna decyzja, która zapadła w związku nie jest decyzją jednoosobową. Ale czyta pan gazety, panie prezesie? Na przykład młody krakowski matematyk cytowany przez "Gazetę Wyborczą" mówi tak: "upokarzające były i majowa pensja i to, że naszym protestem praktycznie nic nie zwojowaliśmy. Wróciliśmy do szkół przegrani, sfrustrowani, ze zwieszonymi głowami. Nie wiem, czy chcę przez to drugi raz przechodzić". - To jest ta sama grupa, która w około 30 proc. mówi, że nie wie, czy ewentualnie weźmie udział w tej akcji czy nie. Tylko proszę zwrócić uwagę, że tutaj nie ma ataku na Związek Nauczycielstwa Polskiego. To jest uwaga dotycząca tego, że zostaliśmy upokorzeni właśnie przez takie cyniczne manipulowanie informacją, opinią publiczną, przez cyniczne zachowanie się pani premier, która udawała, że negocjuje z nami, chociaż wiedziała doskonale, że nie ma zamiaru jakiegokolwiek porozumienia podpisać. Sobie nie ma pan nic do zarzucenia? - Za każdym razem z bardzo wielką pokorą odnoszę się do tego, co się dzieje. Słuchaliśmy od kwietnia do dzisiaj uwag nauczycieli. Wszystkie przyjmujemy, ale zwrócę uwagę na to, że mówienie, że to była porażka, dramatyczna klęska, jest nieporozumieniem. A kiedy myśli pan o nauczycielu, który musi dzisiaj stanąć dzień za dniem przed uczniami, którzy pamiętają tamten strajk wiosenny, to myśli pan, że autorytet tego nauczyciela jest u tych uczniów dziś większy? - Oczywiście, że zawsze się zdarzy taka osoba, która powie, że nie. Ale jeżeli patrzymy na reakcję uczniów.No walczyliście, guzik z tego wam wyszło.- No nie, ale to powiem szczerze, że po pierwsze - nie widać tego ani w statystyce związkowej, ani nie widać tego w szkołach. Wręcz przeciwnie, nauczyciele, jeżeli mówią o tym, że cokolwiek z tego strajku pozytywnego wniknęło, poza tymi elementami formalnymi, typu rezygnacja z wydłużonej oceny czy awansu zawodowego, to mówią; zbudowaliśmy taki poziom autorytetu, że dzisiaj z satysfakcją mówimy - tak, jesteśmy nauczycielami. Nikogo nie trzeba przekonywać, że miernie zarabiamy, pokazaliśmy, że stanowimy pewną siłę. OK, tylko pytanie czy dobrze przygotowaliście ten strajk, panie prezesie? Proszę pozwolić, nie wiem czy miał pan okazję słyszeć, co mówił o tym strajku wiceprezydent Warszawy - Paweł Rabiej w RMF FM, jakiś czas temu. A mówił tak: "Takie, a nie inne poprowadzenie strajku w maju spowodowało bardzo dużą niechęć także ze strony społecznej. Można było wcześniej ustalić z samorządami, żeby samorządy zorganizowały opiekę dla dzieci, która byłaby alternatywą dla tego, że rodzice zabierają je do pracy. To był jakiś element, który spowodował że wielu rodziców, mimo że przyznawało rację moralną i praktyczną nauczycielom, jednak było zdenerwowanych z tego powodu."- Wszystkie rady i wszystkie uwagi, które są zgłaszane, są zgłaszanymi uwagami ex post. Ale to mówi polityk opozycji, raczej wam życzliwy, panie prezesie.- No, tylko że to się akurat nie przełożyło na te decyzje wielu, wielu samorządowców. Oczywiście mądry Polak po szkodzie. Pan Paweł Rabiej zapewne inaczej by to zorganizował.A pan by to dzisiaj inaczej zorganizował?- Nie.Tak samo dokładnie? Nic a nic inaczej?- Dokładnie tak samo, dlatego że myśmy znaleźli się w sytuacji, kiedy 600 tys. ludzi postanowiło, że, jeżeli mamy walczyć o lepszą edukację, o poprawę sytuacji w edukacji, o przywrócenie godności temu zawodowi, to musimy robić to w taki, a nie inny sposób, bo inne metody zawiodły. Samorządy deklarowały daleko idącą chęć współpracy do momentu, kiedy nie przyszło polecenie "sprawdzaj", czyli pytanie o wypłatę. Marcin Zaborski