W wyniku wypadku 35 osób trafiło do szpitala, w tym dwie w stanie ciężkim. Wiadukt nie był właściwie oznakowany - wynika z ekspertyzy. Jak poinformował Marek Rusin, szef Prokuratury Rejonowej w Świdnicy, postawienie zarzutów było możliwe dzięki temu, że kierowca został wypisany ze szpitala. Mężczyzna jest w bardzo złej kondycji psychicznej, dlatego też prokuratura nie zdecydowała się na występowanie dla niego o areszt. 60-letni kierowca Czesław G. ma zakaz wykonywania zawodu kierowcy. Grozi mu do 8 lat więzienia. Podczas przesłuchania kierowca przyznał się do stawianych zarzutów. - Twierdził, że był przekonany, iż zmieści się pod tym wiaduktem. Mówił też, że nie zauważył żadnych znaków informujących o wysokości wiaduktu - mówił prokurator. Kierowca miał zawodowe prawo jazdy od 18. roku życia. W prokuraturze mówił też, że jeździł wcześniej takimi autokarami i znał ich gabaryty. Rusin powiedział też, że jest już ekspertyza, z której wynika, iż wiadukt nie był właściwie oznakowany. - Był co prawda wcześniej znak informujący o wysokości wiaduktu, ale taki sam znak powinien się znajdować na wiadukcie. A nie było go - mówił Rusin. Prokuratura sprawdzi w toku śledztwa także kto jest odpowiedzialny za nieumieszczenie znaku na wiadukcie, ewentualnie za jego zdjęcie. Tydzień temu w piątek wysoki autobus uderzył w przęsło kolejowego wiaduktu. Bezpośrednio po wypadku do świdnickiego szpitala trafiło 35 osób. 14-letniego chłopca z obrażeniami czaszki śmigłowiec Lotniczego Pogotowia Ratunkowego przetransportował do szpitala we Wrocławiu. Jak mówił świadek wypadku, wysoki jednopoziomowy autokar wbił się w prawidłowo oznakowany wiadukt. W wyniku uderzenia zdarte zostało ok. 10-metrów dachu. Część foteli została całkowicie zniszczona, przednia szyba wypadła.