W jego opinii, PO na pewno czuje wstyd, że tak wysoko postawieni ludzie załatwiali sprawy w taki sposób. "Tyle tylko, że w tej sprawie mamy całe mnóstwo Katonów, a wszyscy postępują tak samo z grubsza, wszędzie w całym kraju" - dodał Borowski. Zdaniem Borowskiego hazardowa komisja śledcza nie zbadała sprawy tak jak należy. Jak dodał, śledczy nie zajęli się m.in. tym, dlaczego przez wiele lat pozwalano łamać przepisy dotyczące funkcjonowania automatów o niskich wygranych. Zaznaczył, że zgodnie z ustawą automaty poza salonami miały oferować tylko niskie wygrane, miały być tylko w punktach usługowych i to nie więcej niż po trzy w jednym punkcie, i być dostępne tylko dla osób pełnoletnich. Według posła wówczas automaty byłyby o wiele mniej opłacalne, a ich szkodliwość społeczna znikoma. Wówczas, jak ocenił, nie byłoby też prawdopodobnie żadnej afery. "Państwo stworzyło Eldorado dla właścicieli tych urządzeń, umożliwiło pranie brudnych pieniędzy i tolerowało demoralizację młodzieży. Komisja powinna ustalić, kto w rządach PiS i PO był odpowiedzialny za nadzór nad tym rynkiem" - powiedział Borowski. Jak dodał wyjaśnienie tej kwestii powinno być pierwszoplanowym zadaniem komisji. Według materiałów CBA ówczesny szef klubu PO Zbigniew Chlebowski i minister sportu Mirosław Drzewiecki podczas prac nad nowelizacją ustawy hazardowej (l.2008-2009) mieli działać na rzecz biznesmenów z branży hazardowej. Biznesmenom miało zależeć m.in. na tym, żeby nie zostały wprowadzone - projektowane przez resort finansów - dopłaty do gier nieobjętych monopolem państwowym, np. do gier na automatach o niskich wygranych. Po ujawnieniu materiałów CBA - jesienią 2009 r. - wybuchła tzw. afera hazardowa, której konsekwencją było m.in. odejście Drzewieckiego i Chlebowskiego z pełnionych wtedy stanowisk. Neumann: Afera hazardowa była, i to niejedna "Afera hazardowa była, powiem więcej była i to niejedna" - powiedział Sławomir Neumann (PO) podczas sejmowej debaty nad sprawozdaniem z prac hazardowej komisji śledczej. Według posła komisja ustaliła, że podczas prac nad każdą z kolejnych nowelizacji ustaw hazardowych dochodziło do nieprawidłowości. Za czasów SLD-PSL Jak zaznaczył, za czasów rządu SLD-PSL zalegalizowano automaty o niskich wygranych oraz obłożono je niską stawką podatkową "nie zważając na głosy członków własnego rządu mówiące, że w ten sposób otwiera się bramę do prania brudnych pieniędzy". Za czasów PiS Za czasów PiS, według Neumanna, doszło z kolei do sytuacji, w której ustawę hazardową napisano w jednej z firm działających w branży hazardowej i przekazano ją do klubu PiS, a następnie do resortu finansów. Ponadto, jak dodał, w tym czasie przez całą kadencję próbowano wprowadzić do ustawy zapisy znacząco obniżające podatek od wideoloterii. - Czyli chciano dać możliwość dostępu do szerokiego, niekontrolowanego twardego hazardu - powiedział. Za czasów PO Za czasów PO, jak przyznał Neumann, też doszło do afery hazardowej, choć, według niego, pierwotne zarzuty, że b. szef klubu PO Zbigniew Chlebowski i b. minister sportu Mirosław Drzewiecki mieli narazić skarb państwa na straty 500 mln zł, a Ryszard Sobiesiak miał na tym zarobić mnóstwo pieniędzy, "okazały się nieprawdą". - Kontakty na styku polityki i biznesu nie były wystarczająco przejrzyste, chwilami nieetyczne i niezgodne z rolą jaką powinni pełnić posłowie i ministrowie w służbie publicznej - ocenił Neumann. Według posła, choć komisja dowiodła, że ci dwaj politycy PO - Chlebowski i Drzewiecki - nie złamali prawa, to ich zachowanie można określić jako naganne. - Aferą jest też zachowanie szefa służby specjalnej, który manipuluje materiałem operacyjnym, wprowadza swojego przełożonego - premiera rządu, w błąd, a na koniec testuje go na przywództwo. Tego dowodzi właśnie kilkumiesięczna praca komisji śledczej i jej sprawozdanie - powiedział Neumann odnosząc się do b. szefa CBA Mariusza Kamińskiego. Arłukowicz: Afera hazardowa była, są dowody Afera hazardowa była, miała swoich bohaterów i ma swoje dowody - powiedział Bartosz Arłukowicz (SLD) podczas piątkowej debaty w Sejmie nad sprawozdaniem z prac komisji śledczej, badającej tzw. aferę hazardową. Jak mówił, żałuje, że w sprawozdaniu z prac komisji przygotowanym przez jej szefa Mirosława Sekułę (PO) zawarta jest teza, że "nic się nie stało". Arłukowicz powiedział, że gdy wiosną 2008 roku rząd rozpoczął prace nad tzw. aferą hazardową, ludzie z branży hazardowej zaczęli się bać. "Zaczęli dostrzegać, że za chwilę pieniądze przepływające przez ich ręce będą mniejsze i zaczęli szukać ludzi, którzy będą w stanie im pomóc" - powiedział. - I znaleźli swoich starych kolegów, z którymi znają się od kilkunastu lat - dodał. - Znaleźli na początku posła Zbigniewa Chlebowskiego, który meldował, jak biega i blokuje (zapis o dopłatach do gier na automatach), który w sposób kompromitujący tłumaczył się przedstawicielom branży hazardowej z tego, że już nie daje rady - powiedział Arłukowicz, nawiązując do podsłuchanych przez CBA rozmów telefonicznych Chlebowskiego z biznesmenem Ryszardem Sobiesiakiem. Ocenił, że dowodem na to, że Chlebowski zabiegał w imieniu Sobiesiaka o usunięcie z projektu ustawy zapisu o dopłatach, są zeznania samego Chlebowskiego, a także notatka wiceministra finansów Jacka Kapicy dla premiera Donalda Tuska na temat praca nad nowelizacją. Według Arłukowicza, dowodem na to, że lobbing Sobiesiaka okazał się skuteczny, jest pismo z 30 czerwca 2009 roku ws. wycofania zapisu o dopłatach do gier na automatach z projektu nowelizacji ustawy hazardowej. Jak ocenił, nie są wiarygodne zeznania b. ministra sportu Mirosława Drzewieckiego, który powiedział przed komisją, że treść tego pisma była wynikiem pomyłki urzędniczej.