To ustalenia reporterów śledczych RMF FM Romana Osicy i Marka Balawajdra, którzy dotarli do zeznań dwóch funkcjonariuszy BOR-u, zabezpieczających wizytę Lecha Kaczyńskiego. Zeznania te zadają kłam publicznym wypowiedziom generała Janickiego. Od kilku miesięcy uparcie powtarza on, że jego ludzie oczekiwali na prezydencką delegację na lotnisku w Smoleńsku. Dowódca zespołu, który miał zabezpieczać wizytę prezydenta Kaczyńskiego - a trzy dni wcześniej premiera Tuska - zeznał wprost, że teren lotniska w Smoleńsku zabezpieczały tylko i wyłącznie służby rosyjskie, czyli milicja, Federalna Służba Bezpieczeństwa i Federalna Służba Ochrony. Na lotnisku Siewiernyj nie było nikogo z Polaków. Już po wyjeździe premiera Tuska, dzień później do Smoleńska przyjechała grupa kolejnych trzech funkcjonariuszy BOR-u - łącznie było ich już sześciu. Dzień przed planowym przylotem Lecha Kaczyńskiego BOR-owcy sprawdzili obiekty w Katyniu, między innymi Memoriał, hotel i filharmonię, czyli miejsca, gdzie miał przebywać Lech Kaczyński. Nikt nie pojechał jednak na lotnisko, ponieważ - jak zeznał - Cezary K. - na lotnisku nie planowano uczestnictwa żadnego funkcjonariusza BOR. 10 kwietnia wszyscy oficerowie BOR-u byli w Katyniu - w Smoleńsku na lotnisku nie było nikogo. Kiedy BOR-owcy dowiedzieli się o katastrofie? Około 8:45 przedstawiciel Federalnej Służby Bezpieczeństwa Rosji poinformował dowódcę funkcjonariuszy BOR-u znajdujących się w Katyniu, że coś złego stało się z samolotem. Równocześnie inny funkcjonariusz otrzymał podobną informację. O 8:55 szef zabezpieczenia BOR połączył się z Centrum Kierowania BOR i zapytał oficera operacyjnego, czy wie coś o awarii lub katastrofie. Ten powiedział, że nic takiego nie wie i od dzwoniącego dowiaduje się, że coś jest nie tak. Dowódca próbował następnie dodzwonić się do Jarosława Florczaka - oficera BOR-u, który był na pokładzie samolotu. Okazuje się, że w telefonie funkcjonariusza pojawił się sygnał, jednak ten nie podjął rozmowy. Cezary K. - dowódca - zeznał, że próbował połączyć się jeszcze dwukrotnie. O 9:00 znów zadzwonił natomiast do Centrum w Polsce i powiedział, że jedzie sprawdzić te informacje na lotnisko w Smoleńsku. 20 minut później funkcjonariusze dotarli na Siewiernyj, lecz dopiero o 9:30 zobaczyli szczątki samolotu. Wtedy trwało już dogaszanie wraku, a dookoła były rozciągnięte taśmy.