Według rzecznika BOR, z którym rozmawiali reporterzy RMF FM, jedyne prawdziwe stwierdzenie "Naszego Dziennika" to fakt, że BOR-owcy byli na miejscu katastrofy jako jedni z pierwszych. - Natomiast ciała prezydenta nie zlokalizowano dzięki chipowi zainstalowanemu w marynarce, bo takiego urządzenia w ogóle nie było - powiedział Dariusz Aleksandrowicz. Rzecznik BOR podkreślił też, że mowa o otoczeniu zwłok Lecha Kaczyńskiego kordonem to duża przesada - na lotnisku było dwóch funkcjonariuszy. Aleksandrowicz był także zdziwiony informacją o tym, że BOR-owcy widzieli na miejscu ciało Marii Kaczyńskiej. Biuro Ochrony Rządu zapowiada wydanie dziś oficjalnego dementi tych rewelacji prasowych. Doniesienia "Naszego Dziennika" komentował dziś w radiu TOK FM również Jerzy Miller, szef komisji badającej przyczyny katastrofy. - Jedyne co jest prawdą, to że rzeczywiście ci oficerowie byli na lotnisku w Smoleńsku i bezpośrednio po katastrofie wyrazili nasze oczekiwanie, że rozpoznane ciała trzech osób nie zostaną przetransportowane do Moskwy do czasu przylotu pana premiera Donalda Tuska - powiedział minister spraw wewnętrznych i administracji. - To jest jedyny element tej opowieści, który jest prawdziwy - dodał. W dzisiejszym wydaniu "Nasz Dziennik" informował: "zdaniem jednego ze świadków zajścia, funkcjonariusze BOR utworzyli wokół ciała prezydenta kordon, nie godząc się na jego wydanie Rosjanom. Wcześniej przykryli je własnymi marynarkami. Ciało prezydenta szybko zlokalizowano dzięki chipowi zainstalowanemu w marynarce. Funkcjonariusze widzieli też ciało Marii Kaczyńskiej, ale nie byli już w stanie go zabezpieczyć, nie mogąc pozwolić sobie na rozproszenie". "Nasz Dziennik" twierdził też, że za służbę do końca funkcjonariusze zostali zawieszeni w czynnościach. Jako powód podano nieautoryzowane użycie broni.