"W demokratycznym państwie prawa niedopuszczalne jest manipulowanie wybranymi fragmentami zeznań świadka uzyskanymi w postępowaniu, które prokuratura zresztą umorzyła z braku znamion popełnienia przestępstwa" - głosi dzisiejsze oświadczenie Bondaryka. Dodał, że decyzję w sprawie dopuszczenia go do informacji stanowiących tajemnicę państwową podjęło za rządów PiS ówczesne kierownictwo ABW, a w śledztwie występował wyłącznie w charakterze świadka. Bondaryk podkreślił, że już wcześniej skierował wobec "Rz" dwa pozwy o ochronę dóbr osobistych oraz dwa prywatne akty oskarżenia przeciw autorowi wtorkowej publikacji. Zdaniem szefa ABW, dziennikarz ten, pisząc kolejne "szkalujące" artykuły, "nie działa bynajmniej na rzecz interesu publicznego, lecz kierując się interesem osobistym, stara się poprawić swoją sytuację procesową". "Czy obecny szef ABW złamał prawo, gdy pracował dla Ery GSM? Tak sugerują zeznania złożone w śledztwie w sprawie ujawnienia tajemnicy służbowej" - pisze "Rzeczpospolita". W artykule pt. "Świadek: Bondaryk kazał w Erze kopiować tajne dane", gazeta wróciła do umorzonej w 2008 r. sprawy domniemanych wycieków tajnych informacji o tym, kim interesują się służby specjalne z Polskiej Telefonii Cyfrowej (operatora sieci komórkowych Era i Heyah) z lat 2005-2006, gdy obecny szef ABW pracował tam jako pełnomocnik ds. ochrony informacji niejawnych. Gazeta "dotarła do zeznań świadków", którzy m.in. mieli mówić, że Bondaryk pytał, kto interesuje się Zygmuntem Solorzem; zlecono też wtedy zgranie na płyty danych o wnioskach służb badających m.in. zabójstwo gen. Marka Papały. Rzecznik Prokuratury Okręgowej w Warszawie Mateusz Martyniuk powiedział, że śledztwo ws. wycieku umorzono w styczniu 2000 r. z powodu "braku cech przestępstwa". Dodał, że część tej prawomocnej już decyzji jest tajna. Podkreślił, że prokuratura wypożyczyła akta tego śledztwa sądowi na potrzeby procesu cywilnego przeciwko "Rz". Sprawa wycieku była jedną z przyczyn obiekcji prezydenta Lecha Kaczyńskiego wobec kandydatury Bondaryka na szefa ABW po wygraniu wyborów w 2007 r. przez PO. Ostatecznie premier Tusk powołał Bondaryka.