Taki obraz Lecha Wałęsy wyłania się z najgłośniejszej książki tego lata, "SB a Lech Wałęsa. Przyczynek do biografii", która pojawi się na rynku w najbliższy poniedziałek. Z publikacją zapoznał się już dziennikarz RMF FM Konrad Piasecki. Ponad 700-stronicowa książka zasiewa bardzo poważne wątpliwości dotyczące agenturalnej przeszłości młodego robotnika i nadzwyczajnego zainteresowania, jakim swe teczki obdarzał w czasie prezydentury. Nowego i absolutnie jednoznacznego dowodu na współpracę Wałęsy z peerelowską Służbą Bezpieczeństwa jednak nie ma. W książce nie ma własnoręcznie napisanego raportu i nie ma pokwitowania odbioru pieniędzy, które - na podstawie analiz kryminalistycznych i grafologicznych - jednoznacznie dowodziłyby, że Lech Wałęsa był "Bolkiem". Jest natomiast mnóstwo poszlak i dowodów pośrednich na to, że Wałęsa i "Bolek" to ta sama osoba. - Te poszlaki tworzą mocny łańcuch, który wsparty jest silnym przekonaniem autorów. Z tej książki wyziera to, że para Cenckiewicz-Gontarczyk nie tylko dysponowała dokumentami, ale też bardzo chciała udowodnić, że przeszłość Lecha Wałęsy nie jest czysta i że to nie on, a ci, którzy walczyli w latach 90. o lustrację mieli historyczną i polityczną rację - mówi Konrad Piasecki. Autorzy publikacji bez ogródek przyznają, że sąd lustracyjny, który uniewinnił Lecha Wałęsę, popełnił mnóstwo mniej czy bardziej świadomych błędów. Zaznaczają, że trybunał bardzo chciał oczyścić byłego prezydenta z jakichkolwiek zarzutów.