Koniecznym elementem rewolucji, która obaliłaby rzeczywistą władzę w III RP, trzymającą łapę na wszystkich dziedzinach życia politycznego, ekonomicznego, społecznego i kulturalnego, jest skuteczny atak na obecny układ kontrolujący i, według wszelkich symptomów, fałszujący tzw. proces wyborczy. Tylko naiwni jeszcze wierzą w przypadkowość powtarzających się "awarii sytemu informatycznego", blagi błędnie liczonych głosów, plagi brakujących kart i epidemie nadmiaru krzyżyków, decydujących o nieważności głosowania. Jedynie oporni na fakty dają jeszcze wiarę oficjalnym informacjom o "problemie" z przetargami, które prowadzą potem do "kłopotów" z oprogramowaniem. Raz zdobytej władzy totalitarna sieć, która oplotła nasz kraj, nie odda drogą pokojową. Ludzie ci od ćwierćwiecza stoją na straży tego kondominium, nie pozwalając na jakiekolwiek próby zmian, w celu wybicia się Polski na prawdziwą niepodległość. Musimy sobie uzmysłowić, że tzw. rozmontowanie komunizmu było działaniem pozorowanym, pod kontrolą Moskwy, ale także tzw. Zachodu, co było kolejną Jałtą. Strefy wpływów wówczas wyznaczone trwają nadal. Dlatego jedyna siła polityczna, która dąży do zmiany status quo, jest ciągle w bezwzględny sposób zwalczana i niedopuszczana do zdobycia władzy. "Usterki" systemu liczenia głosów są koniecznym elementem zasłony dymnej, która pozwala pod pozorem demokracji dokonywać manipulacji w imię utrzymania wyborczej fikcji. Oczywiście my - Polacy powinniśmy się cieszyć, że opozycji masowo nie mordują uzbrojone bojówki jak tuż po II wojnie światowej. Jeden Ryszard Cyba - platformerski kat łódzkiego działacza PiS Marka Rosiaka - to był jednak incydent. Po Smoleńsku, który dokonał dekapitacji patriotycznych elit politycznych, nie trzeba już stosować skrytobójczych zamachów na szeroką skalę. Wystarczy miękka opresja przy pomocy zawłaszczonych instytucji państwa, w tym służb specjalnych, oraz całodobowa propaganda medialna "całej prawdy całą dobę", a także fałszerstwa wyborcze. Prawu i Sprawiedliwości, jestem pewien, niejawne struktury prawdziwej władzy pozwolą się cieszyć, jeśli już, to wyłącznie skromnym, symbolicznym zwycięstwem wyborczym, które nigdy nie przełoży się na prawdziwe rządy, nawet w samorządach. Kombinacje, które wciąż trwają w PKW w momencie, kiedy piszę ten tekst, czyli w poniedziałkowe powyborcze popołudnie, służą - jak mniemam - koordynacji drukowanych wyników z sondażami. Margines błędu statystycznego otwiera bowiem ogromne możliwości i to na kilku polach. Przede wszystkim dostarcza politycznego alibi: skoro wybory wygrało Prawo i Sprawiedliwość, to jakiekolwiek podejrzenia manipulacji wyborczych brzmią przecież absurdalnie! Ten ton natychmiast podchwyciła niby "żartem" platformerska premier Ewa Kopacz, kobieta znana z "prawdomówności": My tych wyników nie będziemy kwestionować, nie będziemy mówić, że ktoś sfałszował wybory. Były premier Jarosław Kaczyński z PiS natychmiast zareagował: To sprawa uczciwości wyborów - pani premier powiedziała, że oni nie będą twierdzili, że wybory zostały sfałszowane. Widzę, że jest w dobrym humorze. Natomiast ta ilość nieprawidłowości, która została ujawniona, jest ogromna. Z polskimi wyborami trzeba coś zrobić, inaczej możemy mieć do czynienia z taką sytuacją, w której polska demokracja - i tak chora - stanie się zupełnie fikcją. Dlatego złożymy w najbliższym czasie kolejne projekty zmian i będziemy dążyć do tego, by sposób liczenia wyników wyborów zapewniał to, że wyniki zostały obliczone uczciwie. Riposta celna, szkoda tylko, że realne działania są tak mocno spóźnione. Napisałem już w tym felietonie o wysiłkach podejmowanych przez autentyczną polską elitę. Jednym z jej przedstawicieli jest często przeze mnie cytowany niestrudzony bloger Aleksander Ścios. Alarmistyczne artykuły, które ten niezwykle przenikliwy publicysta zamieszczał na swojej stronie bezdekretu.blogspot.com, powinny już wiele, wiele miesięcy temu wywołać adekwatną reakcję PiS - jedynej realnej opozycji wobec oszukańczego systemu III RP. Już 7 marca Ścios na Twitterze zauważył dziwne ruchy wokół przetargu na system informatyczny: PKW-pat czy gambit?: protest Enigmy, przystąpienie do protestu PWPW, odwołanie zarządu PWPW, unieważnienie przetargu. Z kolei 2 maja tego roku Ścios nie krył już na Twitterze pretensji do partii Jarosława Kaczyńskiego: W ramach akcji ‘Pilnujemy wyborów’ opozycja (już tradycyjnie) przeoczyła wszystkie najważniejsze przetargi PKW. Bez komentarza. Z kolei 26 maja autor bloga "Bez dekretu" przestrzegał: Wygląda na to, że serwery oraz cert. bezp. dla http://wybory.kbw.gov.pl/ zapewnia firma Unizeto Technologies S.A.. To Ścios pierwszy zwrócił uwagę, że niejaki Andrzej Bendig-Wielowiejski, prezes zarządu Unizeto, to konsul honorowy Federacji Rosyjskiej. Pod tweetem już wtedy jeden z komentatorów natychmiast zareagował: Prezes-student z Leningradu i konsul honorowy FR. PiS nigdy nie wygra wyborów. To było pół roku temu! Dlaczego żaden polityk PiS nie potraktował serio tych jednoznacznych sygnałów? Cytuję znamienitego publicystę, ale oprócz krótkich notek na mikro-blogu powinienem przynajmniej wspomnieć o jego artykułach poświęconych manipulacjom towarzyszącym kolejnym wyborom w III RP. W tekście "Gry wyborcze w technologii IT" sprzed trzech lat Aleksander Ścios ujawnił machinacje platformersko-ludowej koalicji przed wyborami parlamentarnymi w 2011 roku. Łącza do sieci publicznej i infrastrukturę techniczną dla Krajowego Biura Wyborczego ma zapewnić spółka ATM S.A., wybrana w bezprzetargowym trybie zapytania o cenę. Przypomnę, że spółka ATM jest producentem rejestratora lotniczego zamontowanego w samolocie Tu-154 M. Po katastrofie smoleńskiej w mediach ukazała się informacja, że na pokładzie oprócz rosyjskich czarnych skrzynek znajdował się także polski rejestrator - ATM-QAR/R 128 ENC, zapisujący odczyty z urządzeń samolotu. (...) Choć rzecznik NPW płk Zbigniewa Rzepa zapewniał wówczas, że opinia biegłych ma być gotowa w ciągu kilku dni, do dziś nic nie wiemy o efektach pracy ekspertów z ATM. Według komunikatu PKW wyboru oferty ATM S.A. dokonano ze względu na niską cenę usługi. Z informacji zamieszczonych na stronie spółki wynika, że nigdy wcześniej nie obsługiwała ona wyborów parlamentarnych. Cóż to za sukces! Jednak nie był to fakt, który by w poważny sposób zainteresował opozycję, mimo że tak wiele uwagi przywiązuje do niezależnego badania związków establishmentu III RP z tragedią smoleńską. Czyż należy się zatem dziwić, że totalnie niedoinformowane społeczeństwo nie zdaje sobie sprawy z tego, w jak fasadowym, z gruntu fałszywym państwie żyje na co dzień? Chciałbym bardzo wierzyć w to, że właśnie brak wiedzy czyni z moich rodaków oraz z ludzi mówiących po polsku tak plastyczną masę, którą można dowolnie kształtować. Chyba że współczesnej populacji zamieszkującej przywiślański kraj jest już zupełnie wszystko jedno. Poświęciłem sporo uwagi informatyzacji, bowiem manipulacje towarzyszące liczeniu głosów byłyby optymistycznym wytłumaczeniem wielu "karier" politycznych i wyborczych zwycięstw w III RP. Jak wyjaśnić masowe głosowanie na totalnie skompromitowanych włodarzy: Warszawy - Hannę Gronkiewicz-Waltz, za którą ciągnie się cień przejętej pożydowskiej kamienicy, Gdańska - Pawła Adamowicza, który ciągnął linę przypiętą do samolotu aferzystów, Wrocławia - Rafała Dutkiewicza, sojusznika stalinowskiego zbrodniarza Zygmunta Baumana, czy też Olsztyna - Czesława Jerzego Małkowskiego, oskarżonego w seksaferze ex-komunistycznego cenzora? Abstrahowanie od prawdopodobnych fałszerstw każe mi inaczej analizować powyborczą mapę Polski. Widzę po wschodniej stronie inne terytorium od tego po stronie zachodniej. Kraj, przecięty dokładnie na pół, jest jakąś hybrydą zamieszkiwaną przez dwie różne narodowości. Nie ma się co zżymać i obrażać, jesteśmy jak Walonowie i Flamandowie, Turcy i Grecy cypryjscy, nie łączy nas nic prócz terytorium opasanego granicami, zresztą coraz bardziej umownymi, otwartymi niemal na oścież na Niemcy i Rosję. Pozostaje nam wprawdzie jeszcze wspólny język, ale polszczyznę też może opanować jakikolwiek obcokrajowiec, a często my, którzy od urodzenia posługujemy się tą mową, jesteśmy dla siebie nawzajem bardziej obcy, ba! wrodzy. Obecne quasi-państwo, czyli III RP, zniknie z mapy Europy, jeśli nie zostanie zintegrowane w imię prawdziwego projektu Rzeczypospolitej, na podobnej zasadzie, jak dokonały tego z pozaborczym trójpodziałem polskie elity w dwudziestoleciu międzywojennym. Niestety nie da się tego dokonać prostą drogą wyborów. Realne, choć niejawne siły, będące ekspozyturą obcych mocarstw, utrzymują bowiem swój stan posiadania także poprzez wyborcze knowania. To jest jak powtórka z XVIII wieku, tylko w dobie serwerów: ruskich, pruskich, czyli tuskich. Bogdan Zalewski, RMF FM Zobacz inne felietony Bogdana Zalewskiego na stronach RMF24