Liczy się tępa lojalność Według niego Piotra Stasińskiego z "Gazety Wyborczej", Marcinkiewicz odchodzi, bo "zdobył się na łut samodzielności", jakim w oczach komentatora było spotkanie z liderem opozycji Donaldem Tuskiem bez błogosławieństwa Jarosława Kaczyńskiego. "Premier odchodzi, bo dla braci Kaczyńskich liczy się tylko tępa lojalność" - czytamy. "Prezesa PiS zmusiła do objęcia funkcji szefa rządu słabość jego i niekompetencja jego własnej polityki. Polityka ta się nie poprawi, ale przynajmniej będzie miała oficjalnego autora" - podsumowuje Stasiński, który wcześniej ocenił, że to premier Marcinkiewcz "całymi miesiącami z PR-owskim uśmiechem na ustach pił piwo, którego Kaczyński nawarzył". Według rozmówców "GW", to Jarosław Kaczyński zasugerował premierowi, że powinien podać się do dymisji. - Przed posiedzeniem komitetu wezwał do siebie Marcinkiewicza i dał mu czas na dymisję do godz. 20. - opowiada rozmówca gazety. - Gdyby premier się nie zgodził, sytuacja byłaby niezręczna. Musielibyśmy zgłosić w Sejmie wniosek o wotum nieufności dla własnego premiera - dodaje. Dziennik pisze też, że w nieoficjalnych rozmowach politycy PiS mówią, iż w zamian za zgodę na dymisję Marcinkiewicz będzie kandydatem na prezydenta Warszawy. Marcinkiewicz prowokował Kaczyńskiego Czy rzeczywiście katalizatorem gwałtownego politycznego przyspieszenia było niefortunne czwartkowe spotkanie z Tuskiem? - zastanawia się z kolei "Rzeczpospolita". I odpowiada: Roman Giertych ujawnił, że już w czwartek, a więc przed spotkaniem premiera z liderem PO, Jarosław Kaczyński powiedział jemu i Andrzejowi Lepperowi, że szykowana jest zmiana premiera oraz kto będzie nowym szefem rządu oraz miał uzyskać akceptację tych zmian. W sobotę Lepper zaprzeczył jednak, jakoby ktokolwiek z nim coś takiego uzgadniał. "Ludzie związani z rządem i PiS, z którymi rozmawialiśmy, przedstawiają podobną wersję wydarzeń. Według nich premier wiedział, że dymisja jest nieunikniona, bo jego stosunki z Jarosławem Kaczyńskim pogarszały się. Dodatkowo naciskał prezydent, prosząc brata, by zastąpił Marcinkiewicza. Z drugiej strony premierowi nie bardzo odpowiadało wspólne rządzenie z Lepperem i Giertychem. Spodziewał się też, że niebawem notowania rządu zaczną spadać. Postanowił więc odejść w dobrym momencie, jako polityczny bohater. I od jakiegoś czasu przestał dbać o dobre relacje z Kaczyńskim" - pisze "Rz". - Wręcz prowokował prezesa PiS. W końcu dopiął swego - mówią rozmówcy gazety. Irytacje szefa PiS Także "Dziennik" sugeruje, że spotkanie Marcinkiewicza z Tuskiem było tylko pretekstem do odwołania Marcinkiewicza. Z informacji gazety wynika, że ważniejszym powodem była irytacja Jarosława Kaczyńskiego i jego współpracowników po nieuzgodnionej z nimi nominacji ministra finansów Pawła Wojciechowskiego. "Rzeczpospolita" zaznacza zaś, że po odejściu Marcinkiewicza Wojciechowski nie ma szans na utrzymanie posady. Jego następcą, według piątkowych spekulacji, może być obecna wiceminister finansów Elżbieta Suchocka-Roguska. Ta jednak w sobotę oświadczyła, że nie dostała takiej propozycji. Co zaś do nowego premiera, to redaktor naczelny "Dziennika" Robert Krasowski komentuje - jak relacjonuje IAR - że jeśli już coś może dziwić to to, że Jarosław Kaczyński zdecydował się na taki ruch, ponieważ dużo ryzykuje - sam słusznie przewidywał na jesieni, że pełni władzy w rękach braci Polacy nie zaakceptują. Krasowski dodaje, że dobrze jednak, iż Kaczyński się na to odważył, bo sytuacja stała się przynajmniej czytelna.