Obowiązująca ustawa zakłada, że sześciolatki pójdą do szkoły już w przyszłym roku. Prezes ZNP Sławomir Broniarz powiedział IAR, że obecna nowelizacja to złe rozwiązanie. Według niego, przywoływanie w uzasadnieniu tego, że samorządy nie są gotowe do wprowadzenia reformy, jest nieporozumieniem, bo zdecydowana większość samorządów, czasami ogromnymi nakładami i wysiłkiem, taką gotowość dzieciom sześcioletnim zapewniała. Dodał, że zawsze znajdzie się krąg osób i jednostek organizacyjnych, która powie, że nie zrobiła, bo nie miała pieniędzy. Sławomir Broniarz podkreślił, że zmiana ustawy podważa zaufanie obywateli do decyzji rządu, bo część rodziców już posłała dzieci sześcioletnie do pierwszej klasy, choć nie musiała tego robić. - Każe się kolejnym setkom tysięcy rodziców w następnych latach zastanowić nad tym, czy rzeczywiście propozycje adresowane do rodziców to są przemyślane propozycje, które rzeczywiście będą służyły dobru dziecka. To podważenie zaufania w sensie pedagogicznym a nie tylko w sensie prawnym jest pewnego rodzaju porażką - powiedział Broniarz. Tymczasem Krystyna Szumilas powiedziała wczoraj, że ta kolejna zmiana terminu wprowadzenia reformy to wynik głosów docierających do resortu od rodziców i środowiska oświatowego. Przed wyborami ówczesna minister edukacji Katarzyna Hall chciała przesunąć obowiązek szkolny dla sześciolatków o rok tak, że przyszłoroczny obowiązek objąłby tylko 6-letnie dzieci urodzone w pierwszym półroczu 2006 roku. Potem sam premier Tusk powiedział, że przesunięcie będzie dotyczyć jednak całego rocznika 2006. Obecna szefowa MEN przesuwa obowiązek o kolejny rok.