Prof. Mirosław Dakowski, który wraz z Andrzejem Urbańskim - obecnie prezesem TVP - prowadził podziemne wydawnictwo, powiedział portalowi tvn24.pl, że od 1987 r. wiadomo było, że Boni donosił, bo zaczęły wtedy wpadać tajne drukarnie. - Moim zdaniem nikt wtedy nie wie wiedział, że Boni podpisał deklarację współpracy z SB, a tym bardziej - że miałby donosić. Przynajmniej nic mi o tym nie wiadomo - powiedział Bieliński. Jak dodał, kiedy później nazwisko Boniego pojawiło się na tzw. liście Macierewicza, zbierano podpisy pod listem w jego obronie. - Ja wtedy odmówiłem podpisania się. Nie miałem bowiem wiedzy, by kategorycznie stwierdzić, czy Boni był, czy też nie był tajnym współpracownikiem - powiedział Bieliński. Zaznaczył, że cała sprawa niewiele go interesuje. - Wydaje się, że na to jest 20 lat za późno - oświadczył. Boni, wymieniany jako kandydat na ministra pracy, wyznał w środę, że w 1985 roku, pod groźbą szantażu, podpisał deklarację współpracy ze Służbą Bezpieczeństwa. Jak powiedział, SB nagabywała go od końca 1987 roku, przez cały 1988 do początku 1989. Zapewnił, że ani razu nikogo nie naraził na żadne niebezpieczeństwo. Boni był wtedy m.in. - od 1983 roku - szefem podziemnego pisma "Wola", członkiem Międzyzakładowego Komitetu Koordynacyjnego, działał w Duszpasterstwie Ludzi Pracy Wola, które zakładał. Według Bielińskiego, prawdopodobna jest wersja Boniego - że podpisał lojalkę, przestraszony przez SB. - Nie ma dowodów, że był aktywnym donosicielem - zaznaczył. Konrad Bieliński był w przeszłości działaczem Komitetu Obrony Robotników. Był jednym z organizatorów Niezależnej Oficyny Wydawniczej NOW-a, a w latach 80. także podziemnego wydawnictwa Most. W sierpniu 1980 uczestniczył w strajku w Stoczni Gdańskiej, później był członkiem władz podziemnej "Solidarności" Regionu Mazowsze i redaktorem kwartalnika "Krytyka".