Sobotnia "Gazeta Wyborcza" wróciła do sprawy lotu prezydenta do Azerbejdżanu w 2008 roku. Powołując się na relację pilotów z akt postępowania w prokuraturze gazeta napisała, że "prezydent wszedł do kabiny załogi i zapytał: Panowie, kto jest zwierzchnikiem sił zbrojnych?". Po odpowiedzi "Pan, panie prezydencie", miał dodać: "To proszę wykonać polecenie i lecieć do Tbilisi" i wyjść nie czekając na wyjaśnienia. - Byłem na pokładzie tego samolotu, który leciał do Azerbejdżanu; praktycznie przez cały czas byłem w saloniku z panem prezydentem. Twierdzenie, że to on osobiście wywierał wpływ na pilota jest absolutną nieprawdą - powiedział Bielan w radiowej Trójce. Rzecznik PiS powiedział, że "nie przypomina sobie w ogóle żadnej sytuacji, w której pan prezydent Lech Kaczyński bezpośrednio rozmawiałby z pilotami". - Prezydent cały czas spędzał ze swoimi gośćmi - na pokładzie, w saloniku było wtedy trzech prezydentów i premier. Praktycznie cały czas mu towarzyszyłem. Jeśli ktoś sugeruje, że prezydent wdzierał się do kokpitu, to jest to absolutna, wierutna bzdura - powiedział. Jego zdaniem, "dyskusja (o sytuacji z 2008 r.- red.), w momencie, kiedy nie wyjaśniono przyczyn tragedii (pod Smoleńskiem - red.) ewidentnie próbuje zmienić tory debaty i sugerować, że były jakieś naciski w tej sprawie, choć nic na to nie wskazuje". Wojskowa prokuratura - z postępowania której pochodzą materiały przywoływane przez GW - w grudniu 2008 r. odmówiła wszczęcia śledztwa ws. pilota, który wioząc prezydenta nie wylądował w stolicy Gruzji, Tbilisi. Prokuratura prowadziła postępowanie sprawdzające w zakresie odmowy wykonania polecenia dotyczącego prowadzenia statku powietrznego, czyli o czyn z art. 343 par. 2. - zagrożony karą od 3 miesięcy do 5 lat. Zawiadomienie o popełnieniu przestępstwa złożył poseł PiS Karol Karski. W sierpniu 2008, kilka dni po wybuchu walk w Gruzji, prezydent Lech Kaczyński udawał się do tego kraju z prezydentami Litwy i Estonii oraz premierem Łotwy. Samolot poleciał przez Ukrainę do Azerbejdżanu, skąd delegacja udała się do stolicy Gruzji w kolumnie samochodów. Po międzylądowaniu w Symferopolu na Ukrainie, gdzie na pokład wsiadł prezydent Ukrainy, L. Kaczyński chciał, by samolot nie leciał do Gandżi w Azerbejdżanie, lecz od razu do Tbilisi. Ówczesny rzecznik Sił Powietrznych ppłk Wiesław Grzegorzewski, podkreślał, że Tu-154 z pułku specjalnego lecąc do Azerbejdżanu wykonywał lot według planu przedstawionego przez Kancelarię Prezydenta. - Nie było zgód dyplomatycznych na lot do Tbilisi, pilot nie miał wiedzy, kto kontroluje przestrzeń powietrzną Gruzji, kto zabezpiecza naziemne środki kontroli ruchu, w jakim stanie jest lotnisko. Po analizie sytuacji pilot podjął decyzję, by lecieć zgodnie z planem - wyjaśniał.