Pytany, na czym polega kryzys w PO, stwierdza, że zła passa trwa od kilku tygodni. "Pierwsza sprawa to wystawienie Małgorzaty Kidawy-Błońskiej jako kandydatki na premiera. Zupełnie niewykorzystana szansa. Szanuję panią Kidawę-Błońską. W niektórych sprawach ma pewnie mniej liberalne poglądy niż ja, ale w innych na pewno byśmy się dogadali. Ale ludzie mają problem z uwierzeniem w nią, gdy za jej plecami stoją takie nazwiska jak Ujazdowski, Poncyljusz czy Fabisiak. To nie zadziałało" - mówi. Następnie wskazuje na taśmy Neumanna, które, jego zdaniem, "pokazały dość niski poziom kultury osobistej". "Na wierzch wyszły cynizm i pogarda" - stwierdza Biedroń. "Ostatnia sprawa to weekendowa konwencja PO, na której Lech Wałęsa najzwyczajniej zbeształ partię Grzegorza Schetyny" - wylicza. "To chyba jednak kryzys. Na szczęście Lewica daje radę, PSL też w miarę sobie radzi. Ale sytuacja w Platformie na pewno pomaga PiS-owi. Pewnie także Lewicy, ale ja się akurat wcale z tego nie cieszę. Żeby wygrać z PiS, potrzebujemy Lewicy, ale także silnej konserwatywnej partii, jak PO" - podkreślił Robert Biedroń. Więcej w "Fakcie".