Biedroń został w czwartek zatrzymany podczas demonstracji, które przeszły ulicami Warszawy w dniu Święta Niepodległości. W piątek postawiono mu zarzut naruszenia nietykalności cielesnej funkcjonariusza. Grozi za to do trzech lat więzienia. Biedroń na piątkowej konferencji prasowej nazwał ten zarzut "kuriozalnym". Jego zdaniem to on został trzykrotnie pobity przez funkcjonariuszy; miał być m.in. bity przez policjanta w radiowozie, gdy był już skuty kajdankami. To właśnie przeciwko temu funkcjonariuszowi Biedroń złożył zawiadomienie w śródmiejskiej prokuraturze rejonowej. Mec. Jacek Dubois, adwokat Biedronia, poinformował też, że złożył wniosek o umorzenie postępowania przeciw swojemu klientowi. Biedroń podkreślał, że policja nie pozwoliła mu się skontaktować z najbliższymi. Mówił też, że protokół zatrzymania przedstawiono mu dopiero w piątek, co jest naruszeniem procedur. Rzecznik komendanta stołecznego policji podinsp. Maciej Karczyński powiedział PAP, że zarzuty kierowane przez Biedronia są bardzo poważne. "Należy je szczegółowo wyjaśnić. Na pewno to zrobimy. Nasz wydział kontroli będzie to badał" - zapowiedział Karczyński. - Nam też zależy na wyjaśnieniu sprawy i poznaniu prawdy - podkreślił. Zdaniem Karczyńskiego należy się zastanowić, co Biedroń robił wśród osób, które rzucały kamieniami i racami w stronę legalnego marszu narodowców. - Policja próbowała te osoby powstrzymać i nie dopuścić do konfrontacji - mówił Karczyński. Według niego Biedroń był jedną z osób, która nie chciała się podporządkować policyjnym poleceniom. Jak dodał, z zeznań policjantów wynika, że Biedroń najpierw chwycił interweniującego policjanta i próbował mu wyrwać pałkę, a potem uderzył funkcjonariusza w twarz. Według Karczyńskiego Biedroń odmówił też podpisania protokołu zatrzymania i skorzystania z przysługujących mu praw, m.in. skontaktowania się z rodziną i skorzystania z obrońcy. Biedroń wcześniej, na konferencji prasowej, mówił, że to nieprawda. Sprawę "zatrzymań i przetrzymywania" uczestników protestu przeciwko marszowi narodowców chce wyjaśnić SLD. Jak poinformował PAP rzecznik partii Tomasz Kalita, poseł Sojuszu i przewodniczący sejmowej Komisji Sprawiedliwości i Praw Człowieka Ryszard Kalisz zdecydował się wystąpić o wyjaśnienia do komendanta stołecznego policji. Z kolei posłanka Stanisława Prządka (również SLD) we wtorek ma wystąpić o zwołanie nadzwyczajnego posiedzenia sejmowej Komisji Administracji i Spraw Wewnętrznych, której jest wiceprzewodniczącą. Na tym posiedzeniu przedstawiciele policji mieliby - wyjaśnić m.in., jak doszło do zajść w czwartek i jak traktowano uczestników manifestacji. "W szczególności zwracamy uwagę na pana Robert Biedronia (...). Na pewno tego nie odpuścimy" - zapowiedział Kalita. Czwartkowy "Marsz Niepodległości" zorganizowany przez Obóz Narodowo-Radykalny i Młodzież Wszechpolską przeszedł przez Warszawę, mimo kontrmanifestacji środowisk antyfaszystowskich skupionych w Porozumieniu 11 Listopada. Narodowcy zostali zmuszeni do zmiany trasy przemarszu. Łącznie na ulicach stolicy protestowało kilka tysięcy osób; doszło do bójek i przepychanek. Zatrzymano 33 osoby, 12 z nich ma dostać lub już dostało zarzuty naruszenia nietykalności lub czynnej napaści na policjantów.