Polityczne decyzje o sankcjach na reżim Alaksandra Łukaszenki zapadły w poniedziałek, czyli dzień po tym, jak służby w Mińsku zmusiły zarejestrowany w Polsce samolot linii Ryanair do lądowania na białoruskim lotnisku. Na pokładzie maszyny, lecącej z Aten do Wilna, znajdował się 26-letni opozycyjny dziennikarz Raman Pratasiewicz. W środę na internetowych radarach, śledzących trasy samolotów, można było zauważyć, iż lot B2869 Belavia z Mińska do Barcelony wielokrotnie krążył w pobliżu polskiej granicy. Następnie maszyna odleciała w stronę białoruskiej stolicy. Francuzi nie zgodzili się na przelot białoruskiej maszyny Jak poinformowała Polska Agencja Żeglugi Powietrznej (PANSA), ten lot "nie dostał pozwolenia na wejście we francuską przestrzeń powietrzną i czeka na decyzję dyspozytorów". Urząd potwierdził także, iż samolot nie dostał pozwolenia i zawrócił do Mińska. Tymczasem inny lot o numerze B2895 z Mińska do Warszawy przeleciał przez polską granicę i wylądował w naszej stolicy. Rzecznik lotniska Piotr Rudzki przekazał PAP, że zgodnie z rozkładem lotów w środę był to jedyny rejs białoruskiej linii. Urząd Lotnictwa Cywilnego przekazał polsatnews.pl, że nie miał żadnych podstaw do niewpuszczenia samolotu w Polską przestrzeń lotniczą. Urzędnicy powołali się na art. 119 Prawa lotniczego, zgodnie z którym "polska przestrzeń powietrzna jest dostępna na równych prawach dla wszystkich jej użytkowników, a swoboda lotów w niej cywilnych statków powietrznych może być ograniczona wyłącznie na podstawie wyraźnego upoważnienia (...), przy zachowaniu przepisów innych ustaw i wiążących Rzeczpospolitą Polską umów międzynarodowych, w tym uchwał organizacji międzynarodowych". "Nie mieliśmy informacji, nie mieliśmy podstawy" ULC przypomniał także, że "zakazy i ograniczenia w ruchu lotniczym może wprowadzać tylko Rada Ministrów w drodze rozporządzenia". - Nie dostaliśmy żadnej informacji, dlatego nie mieliśmy podstawy, żeby nie wpuścić samolotu - poinformowała polsatnews.pl Karina Lisowska, Rzecznik prasowy i Dyrektor Biura Prezesa Urzędu Lotnictwa Cywilnego. W środę po południu rzecznik rządu Piotr Müller poinformował, że Rada Ministrów przyjęła zakaz wlotu w polską przestrzeń powietrzną samolotów użytkowanych przez przewoźników z Białorusi. - Jest to element realizacji sankcji, o które wnioskował podczas Rady Europejskiej premier Mateusz Morawiecki - poinformował polityk. Rozporządzenie w tej sprawie opublikowano w Dzienniku Ustaw przed godz. 19:00. Dworczyk: Kraje czekają na procedury Szef KPRM Michał Dworczyk pytany w "Gościu Wydarzeń" w Polsat News, dlaczego mimo decyzji podjętych na szczycie UE, samolot białoruskich linii Belavia został wpuszczony do Polski, odparł, że zapadły decyzje polityczne, które obecnie są implementowane przez poszczególne kraje. -- Do tej pory tylko trzy kraje w Europie zablokowały ruch lotniczy dla białoruskich statków powietrznych - Litwa, Francja, Ukraina. Polska podjęła dzisiaj przez Radę Ministrów stosowne rozporządzenie i od północy również ruch będzie zamknięty - poinformował Dworczyk. - Pozostałe kraje, według mojej wiedzy, czekają na stosowne procedury, które muszą zostać przyjęte w Brukseli, natomiast my, mówię o tych czterech krajach, podjęliśmy decyzję samodzielnie w oparciu o przepisy związane z bezpieczeństwem - dodał minister. Podkreślił przy tym, że problemem nie jest przyjęcie rozporządzenia, lecz regulacje europejskie, które wchodzą w życie w określonym czasie. Szef KPRM zaznaczył, że trudno jest przewidywać przyszłość w sprawie sytuacji na Białorusi, ponieważ w ostatnich miesiącach doszło do nakręcenia "spirali przemocy", a sam reżim Łukaszenki staje się coraz bardziej nieprzewidywalny. Wśród działań reżimu wymieniał agresję wobec swoich obywateli, aresztowanie więźniów politycznych, represjach, działaniach na poziomie międzynarodowym. - Nie ma takich przesłanek na razie, żeby z dużym optymizmem patrzeć w przyszłość, że sytuacja ulegnie poprawie - mówił Dworczyk.