To jedno z największych w Polsce zasądzonych odszkodowań za bezprawne zatrzymanie przez organa ścigania. Seredyński żądał przed sądem 1,5 mln zł zadośćuczynienia za doznaną krzywdę i ponad 500 tys. zł odszkodowania za straty moralne i materialne. Prokuratura przyznawała, że należą mu się pieniądze, ale nie w żądanej wysokości - mówiono o 10 tys. zł odszkodowania i 4 tys. zł zadośćuczynienia. W piątek sąd uznał, że aresztowanie Seredyńskiego było niesłuszne i należy mu się 403 tys. zł odszkodowania za poniesione szkody materialne i 50 tys. zł za straty moralne. "Przed aresztowaniem wnioskodawca miał dość wysoki status społeczny. Po aresztowaniu jego życie uległo drastycznemu załamaniu zarówno w sferze zawodowej, jak i osobistej" - powiedział sędzia Piotr Gąciarek, uzasadniając decyzję. Dodał, że zatrzymanie przez funkcjonariuszy CBA dotarło za pośrednictwem mediów do szerokiego kręgu osób, co skazało Seredyńskiego na infamię, czyli utratę dobrego imienia. "Czy konieczna była ta cała medialna otoczka?" - pytał sędzia. Dodał, że mężczyzna został "bardzo poważnie pokrzywdzony" i "medialnie rozegrany przez organa państwa". Sąd ocenił, że w tej sprawie istnieje bezpośredni związek między zatrzymaniem mężczyzny a zwolnieniem go z pracy. "Tutaj nastąpiła istotna utrata majątkowa" - powiedział sędzia. Odnosząc się do wysokości zadośćuczynienia, sędzia podkreślił, że nie ma szczegółowych przepisów, które regulują te kwestie. Według sądu kwota 50 tys. zł i tak w pełni nie usunie strat moralnych Seredyńskiego. Wyrok jest nieprawomocny. Strony nie wykluczają apelacji. W 2009 r. Seredyński, wówczas prezes największego państwowego wydawnictwa, został zatrzymany przez CBA wraz z radcą prawnym Weroniką Marczuk w sprawie przyjmowania rzekomych łapówek za "korzystne rozstrzygnięcie" prywatyzacji WNT. Sąd zwolnił ich z aresztu po wpłaceniu kaucji. Początkowo warszawska prokuratura postawiła obojgu zarzuty korupcyjne, ale w 2011 r. śledztwo umorzono z braku znamion przestępstwa. Prokuratura uznała, że brak było wiarygodnego podejrzenia, że Seredyński może chcieć wziąć łapówkę (bez takiej pierwotnej informacji służby nie mogą podjąć "prowokacji policyjnej"). Śledczy kwestionowali też zeznania agentów CBA. Według Seredyńskiego kilka razy odmówił on przyjęcia pieniędzy od dwóch udających biznesmenów agentów CBA, w tym Tomasza Kaczmarka (dziś emeryta CBA i posła PiS). W końcu podrzucili mu - jak mówił dziennikarzom - 10 tys. euro po upojeniu go alkoholem w jego mieszkaniu. Po tym zażądał od nich spisania umowy na taką - jak się tłumaczyli - "pożyczkę". "Zgodzili się, ale zamiast nich przybyło do mnie CBA, by mnie zatrzymać" - dodał. Podkreślił, że tej fazy akcji CBA już nie nagrywało. Od 2011 r. Prokuratura Okręgowa Warszawa-Praga prowadzi śledztwo w sprawie nieprawidłowości CBA przy tej akcji. Seredyński - który ma w nim status pokrzywdzonego - żąda ścigania agentów CBA i ich przełożonych za przekroczenie uprawnień, podżeganie do przyjęcia "łapówki" i fałszowanie dowodów. W styczniu 2013 r. Prokuratura Okręgowa w Warszawie - po wywiadzie Seredyńskiego dla jednej z telewizji - wszczęła z urzędu postępowanie sprawdzające w sprawie domniemanego przekroczenia uprawnień i niedopełnienia obowiązków przez funkcjonariuszy CBA. Seredyński mówił, że cela, w której przebywał, była "surrealistyczna". Na suficie non stop paliły się "dość silne cztery reflektory", oświetlające izbę na potrzeby kamery; jedzenie podawano mu przez szparę, a górne okienko zasłonięte było folią. Seredyński dodał, że gdy wiozło go tam CBA, usłyszał: "Wp...y cię do wydobywczej, to po trzech dniach będziesz śpiewał jak kanarek". W marcu prokuratura odmówiła wszczęcia śledztwa w tej sprawie. Uznała bowiem, że CBA nie złamało prawa, umieszczając w 2009 r. Seredyńskiego w policyjnej izbie zatrzymań, a nie w areszcie. Grzegorz Dyjak