Autor artykułu w "Berliner Zeitung" (BZ), dokonując porównania Berlina z Warszawą, stwierdza na wstępie trzeźwo, że stolica Polski nie jest rzeczywistą alternatywą. "Warszawa, nie tylko mając na względzie zarobki, które są tam dużo niższe od niemieckich, jest drogim miastem; kawa i piwo kosztują tyle, co w Berlinie a ceny czynszów w niektórych dzielnicach są na poziomie berlińskim". Wątpliwe uroki wielkiego miasta "Czyli Warszawa to nie żaden nowy Berlin, ale mimo to jest dość ekscytującym miastem na kilka dni albo tygodni dla berlińczyków, którzy mają po dziurki w nosie własnego miasta, gdzie każdy problem i ogólny syf otacza się nimbem romantyzmu. Niektórzy mówią, że Berlin jest tak uroczo brudny i bałaganiarski. (...) Polski magazyn internetowy Foch! także zauważył, że w Berlinie brud wynosi się na piedestał jako styl życia", pisze BZ. "Ale tak naprawdę", zaznacza autor artykułu Philipp Fritz, "berlińskie trawniki wyglądają jak wydeptane boiska, Alex w sercu miasta jest koszmarnym miejscem, a kolejki metra śmierdzą jak dworcowe toalety. Niektórzy twierdzą, że tak jest ok, bo tak już jest w wielkich miastach; Goerli wygląda dla nich jak krajobraz z Marsa, Alex epatuje czarem socjalizmu w betonie a w nowojorskim metrze też jest smród". Ale zaraz potem autor przechodzi do porównań. "Obydwie linie warszawskiego metra są wysprzątane, czyste i przestronne. W centrum miasta politycy i architekci dają dowody swej odwagi i pracują nad nowym obliczem stolicy: w górę pną się wieżowce, wszędzie się coś remontuje i odnawia bruki. A w Berlinie? Ani krzty odwagi. I nikt nie wie, czy kiedykolwiek zrealizuje się wieżowce przy Alexie. Szczególnie z ust nowoberlińczyków słyszy się, jaki super chaotyczny, dziki i brudny jest Berlin. "Przypomina to trochę zachwyt turystów, którzy jadą w ostatnie zakątki świata, by tam zachwycać się biedą", zauważa autor, podkreślając, że jest już w porządku, kiedy w Berlinie każdy może żyć tak, jak mu się podoba. Niechlujstwo jako styl Tylko, jaki jest tego wynik: spodnie od dresów, ubiór luzaka albo losera. Ludzie jak po kapitulacji. "W Warszawie ludzie są zadbani i wystylizowani, nikomu nie przyszłoby do głowy, żeby komukolwiek prezentować na talerzu swoje niechlujstwo manifestujące się niedbałym strojem. A jak jest z obsługą? W Berlinie nawet w fast foodach czeka się całą wieczność, pisze berliński dziennik i cytuje właściciela kawiarni Plakatówka w Wilanowie Ryszarda Leykama, który też tego nie rozumie. W Berlinie od razu mu podpadło, że tam czasami jedna osoba z obsługi przyrządza jedzenie i stoi przy kasie. "W Warszawie to nie do pomyślenia, u mnie może nawet obsługa czasami się nudzi, ale przynajmniej klienci nie muszą czekać". Mit zabawowego Berlina W Berlinie czeka się też przed klubami i dyskotekami, co znowu stylizuje się na kult. "Wielogodzinne stanie w kolejce nagradza potem zabawa, która dobrze rozkręca się o 3-4 nad ranem, by trwać do południa. Plany weekendowe biorą w ten sposób w łeb. Berlińczykowi w spodniach od dresów może jest to i obojętne, ale prawdą jest, że to legendarne, szalone życie między Ostkreuz i Weddingiem wcale nie jest takie super. Koło 3 w nocy brak już trochę sił do tańca. Za to Warszawa bawi się krótko a dobrze. Nie ma co prawda takiej kultury clubbingu jak Berlin, ma za to dziką plażę, "Temat Rzeka" nad Wisłą i "Barkę", dokąd idzie się już o godzinie 20. Zabawa kończy się o 3 a następnego dnia można iść do parku, na śniadanie do kawiarni czy do muzeum. To zabawa dla dorosłych z ambicjami". Znawca i miłośnik Polski Steffen Moeller powiedział niedawno, że Warszawa jest nie do zniesienia, przypomina Philipp Fritz. "Zgadza się. Na pierwszy rzut oka miasto zdaje się być nieuporządkowane i mało sympatyczne, jakiś moloch. Ale robi się tu wiele rzeczy dobrze, które w Berlinie robi się źle. I pod wieloma względami Warszawa mogłaby służyć przykładem". opr. Małgorzata Matzke