Marek Balawajder: Czy pan robił polityczny interes z ministrem Sienkiewiczem czy może ktoś źle odczytał tę całą rozmowę, albo jak mówi oświadczenie NBP - to jest rozmowa zmanipulowana, fragment wycięty, wyrwany z kontekstu? Marek Belka: Myśmy nie użyli słowa "zmanipulowane", ale przecież ta rozmowa miała trwać dwie godziny, a mnie przeczytanie tekstu z "Wprost" zabrało minut dwadzieścia, to wiadomo, że to są tylko fragmenty. Natomiast, oczywiście, że nie ma mowy o jakimś dealu, kontrakcie. Była to rozmowa, jak sądzę, dwóch ludzi, którzy są zatroskani różnymi przejawami życia w Polsce i tyle. Myślę, że Ci którzy odczytali ... paskudna sprawa, prawda - to chyba nie zrozumieli. Rozmawia się tam o sytuacjach ekstremalnych, o takich sytuacjach, na które państwo powinni być przygotowani. Ale też padają słowa ministra Sienkiewicza, który mówi wprost, że PiS może wygrać i to jest zagrożenie.Dla pana ministra Sienkiewicza może i tak, ale ja wyraźnie... Pan się od tego odcina panie prezesie. Nie podejmuję tych wątków. Dla mnie ważna jest kwestia bezpieczeństwa finansowego kraju i myślę, że na ten temat żeśmy rozmawiali. To jest kwestia, żebyśmy wszyscy posłuchali całej rozmowy! Czy pan ma gwarancję, czy pan ma pewność, że to jest cała rozmowa? Może to jest jeszcze dłuższa, a te dwie godziny, o których ktoś mówi, to jest też znów fragment czegoś większego? Czy w ogóle możemy mówić o wiarygodności tych taśm? Ja nie wypieram się tych sformułowań, które są podane w tygodniku "Wprost", dlatego, że w internecie to przeczytałem. Natomiast kontekst jest szerszy. Myśmy przede wszystkim rozmawiali o sytuacjach, jak mówię, szczególnych, które występują rzadko, w Polsce są bardzo mało prawdopodobne, ale do których kraj musi być przygotowany. Nawiasem mówiąc, te działania, o których dzisiaj mówią, takie emocje, były stosowane w latach 2008 -2009 przez Narodowy Bank Polski. Myśmy wspierali rynek papierów wartościowych, żeby nie dopuścić do załamania się tego rynku i styczności z kryzysem światowym. Po prostu pełna ignorancja. Ludzie nie wiedzą w gruncie rzeczy jakie są mechanizmy działania w warunkach właśnie szczególnych.Panie prezesie, bo tam też z rozmowy wynika, że pan prosi o coś, pan stawia warunki. Nie, nie, nie. Tu nikt ani nie prosi ani nie stawia warunków. Przede wszystkim ta rozmowa o kwestiach nadzwyczajnych wynikła trochę przypadkowo dlatego, że podstawową przyczyną odbycia tej rozmowy była chęć poinformowania ministra spraw wewnętrznych przeze mnie o planie modernizacji bankomatów, wreszcie o przetargu na monety w drobnych nominałach. Potem po prostu mieliśmy więcej czasu i rozmawialiśmy o różnych kwestiach. Politycy Platformy mówią, że to pan powinien się podać do dymisji, tak dzisiaj mówią w różnych wywiadach. Jak pan to skomentuje? Wie pan, widocznie jest nerwowo. Tylko tyle mogę powiedzieć. Panie prezesie pan też przeprasza, pan przeprasza za język przede wszystkim, bo tam padają słowa... Wie pan, przepraszam za język, bo cóż, jak dwaj mężczyźni rozmawiają te dwie godziny, to przede wszystkim... Padają niekiedy wulgarne słowa, ale i skróty myślowe. Nie uważa się na każde słowo, czasami wymsknie się coś za dużo i w związku z tym wydawało mi się, że po prostu jest to na miejscu. Panie prezesie te prośby, tak to nazwijmy, albo te oczekiwania o których pan mówił - one zostały spełnione w perspektywie kolejnych miesięcy. Chodziło mi o ministra Rostowskiego, z którym, umówmy się - tak delikatnie mówiąc - nie zgadzaliście się i dzisiaj, to może być tak odbierane, że udało się - deal został załatwiony. Nie, oczywiście, że taka zbieżność, taki związek jest zupełnie przypadkowy. Po pierwsze, chyba pan prezes Rady Ministrów nie wiedział o tej rozmowie, bo to z mojej strony one padły w określonym znów kontekście. Mianowicie, kiedy jest sytuacja nadzwyczajna, kiedy trzeba w momencie nadzwyczajnym Narodowego Banku Polskiego zapewnić płynność polskiej gospodarce w złotych, to wtedy jednocześnie trzeba przedsięwziąć bardzo ambitne, trudne kroki w kierunki sanacji finansów publicznych, bo jeżeli są takie sytuacje, o których mówimy, to one są w takim czy innym stopniu wynikiem braku dyscypliny finansowej. Wtedy dobrze jest mieć ministra finansów kamikadze, takiego technicznego, a nie powiedzmy sobie polityka - choć nie wiem czy pan sobie przypomina dwugłos na temat właśnie możliwości zakupu obligacji państwowych, kiedy pan minister Rostowski wypowiedział się na ten temat w "Newsweek'u", bodaj na chwilę przed naszą rozmową mniej więcej, a odpowiedź NBP była mniej więcej taka: Pewnie, że jest to możliwe, to są tak nieprawdopodobne sytuacje, że proszę o nich nie mówić, wywoływać niepokój. To są takie rzeczy, o których trzeba wiedzieć. Mówiąc krótko, trzeba mówić, przygotowywać, ale mówić za szeroko. No niestety. To mówię dziennikarzowi, prawda. Panie prezesie może pan po prostu nie miał partnera, bo pan sygnalizuje problemy, pan mówi o zagrożeniach, a tak naprawdę nie ma pan z kim rozmawiać, bo przecież zgłasza, mówi, że brak ustawy o radzie ryzyka systemowego, nie ma tej ustawy i to zmniejsza odporność finansową Polski w przypadku różnych kryzysów, które mógłby się pojawić. Czy ktoś pana w ogóle wysłuchiwał albo wysłuchuje te pana prośby, apele, bo ja rozumiem minister Sienkiewicz słuchał, natomiast minister finansów był oporny. Bardzo dobrze nam się współpracuje z obecnym ministrem finansów na ten temat. To mam już ostatnie pytanie. Pada też takie zdanie: czy pan ostrzegał premiera ws. afery Amber Gold? Ja mu po prostu powiedziałem, ze jest taka sprawa, i ze z tego mogą wyniknąć kłopoty. Bo na moje oko to jest piramida finansowa. Nic więcej mu nie powiedziałem, ale chyba wszyscy wiedzieli tak naprawdę.No wszyscy wiedzieli, ale słowa od prezesa Narodowego Banku Polskiego mają zupełnie inną wagę niż słowa np. policjanta czy prokuratora. Przyzna pan?Dlatego właśnie podjąłem ten temat rozmowy.Czy pan to mówił dużo wcześniej premierowi?Nie pamiętam w tej chwili, ale niewiele wcześniej. No chyba to raczej były tygodnie przed całą sprawą. Ja nie oczekiwałem zresztą ze strony premiera jakichkolwiek działań. Bo myśmy to, ze tak powiem, wszystko monitorowali. Przede wszystkim Komisja Nadzoru Finansowego próbowała tą sprawą potrząsnąć. Niestety szereg służb państwowych - jakby to powiedzieć - umywało ręce. Jeszcze mam jedno pytanie - czy panu się nie wydaje, że ktoś wkręca i chce zniszczyć Narodowy Bank Polski? Oj, ja myślę po prostu, ja nie zajmuje się spekulowaniem kto to podsłuchuje o potem kolportuje to. Ja myślę, ze to jest przede wszystkim uderzenie w państwo tak naprawdę. Wszyscy będziemy mieć po tym kaca moralnego, bo to nie chodzi o jedną partię, drugą partię, jedną instytucję, czy drugą. To podminowuje zasady państwa.A czy pana zdaniem to państwo nie jest słabe, że ktoś podsłuchuje, nagrywa, prezesa NBP, który ma podobno - ochronę kontrwywiadowczą. Ja nie wiem, czy mam ochronę kontrwywiadowczą. nigdy o to się nie zwracałem, natomiast gdybym ja cały cza myślał o tym, ze jestem podsłuchiwany, to bym oszalał. Przecież nie można rozmawiać - prywatnie mówiąc: "ależ proszę panie premierze, bardzo proszę panie premierze, ministrze, prezesie itd." Bylibyśmy śmieszni przed samymi sobą. Trzeba w miarę żyć normalnie, natomiast łobuzów takich ścigać. Marek Balawajder