Posiedzenie sejmowej komisji edukacji odbyło się we wtorek (11 lutego). Punktem wyjścia do dyskusji był raport NIK, który krytykuje Ministerstwo Edukacji Narodowej i Centralną Komisję Egzaminacyjną. Zdaniem NIK, instytucje te niewystarczająco przygotowują uczniów do studiów wyższych. Dyskutowano także o podniesieniu progu zdawalności matury, z obowiązujących aktualnie 30 proc. Podczas posiedzenia - relacjonuje TVN24 - przedstawicielka ministerstwa przyznała, że od 2023 r. planowane są istotne zmiany. To wtedy do matury przystąpią pierwsi absolwenci ośmioletnich podstawówek. Co się zmieni? Aktualnie maturzysta przystępuje obowiązkowo do czterech egzaminów pisemnych i dwóch ustnych. By zdać maturę, należy uzyskać minimum 30 proc. punktów z każdego z trzech obowiązkowych egzaminów pisemnych (język polski, matematyka, wybrany język obcy) i każdego z dwóch obowiązkowych egzaminów ustnych (język polski i język obcy). Uczeń musi również wybrać jeden przedmiot rozszerzony, jednak w tym przypadku nie ma żadnego progu zdawalności. "Od 2023 roku o zdaniu egzaminu, oprócz przedmiotów podstawowych, będzie decydowało uzyskanie minimum 30 proc. punktów z jednego przedmiotu na poziomie rozszerzonym" - poinformował na posiedzeniu Marcin Smolik, dyrektor Centralnej Komisji Egzaminacyjnej, cytowany przez stację. "To istotne podniesienie poprzeczki. Będzie trudniej" - dodał. TVN24 podaje także, że CKE szykuje również inne, istotne zmiany. Na maturze będzie więcej zadań otwartych. Mają się także pojawić zadania, które dokładniej sprawdzają wiedzę na temat lektur. CKE - jak donosi stacja - skłania się również do rozszerzenia formuły egzaminu z języka polskiego o dyktando i pytania do tekstu, który wcześniej byłby odsłuchiwany na egzaminie.