"To są na pewno dwie największe zalety tej nowelizacji. Jeżeli wejdą one w życie, to ustawie można będzie wybaczyć różne inne uchybienia" - powiedział PAP prof. Andrzej Elżanowski z Uniwersytetu Warszawskiego. Projekt nowelizacji ustawy o ochronie zwierząt został złożony w Sejmie 6 listopada przez posłów Prawa i Sprawiedliwości. Zakłada on m.in. wprowadzenie zakazu hodowli i chowu zwierząt w celu pozyskiwania futer, zakaz wykorzystywania zwierząt w cyrkach, rozszerzenie katalogu czynów uznanych za znęcanie się nad zwierzętami oraz podwyższenie kar za takie czyny. "Znacząca nowelizacja" "To rzeczywiście znacząca nowelizacja ustawy o ochronie zwierząt. Przede wszystkim zakaz chowu i hodowli zwierząt futerkowych byłby ogromnym krokiem naprzód. Postąpilibyśmy tak, jak kraje cywilizowane, w tym Wielka Brytania, Holandia i i kilka innych, w których zostało to zakazane z powodów pogwałcenia moralności publicznej" - powiedział prof. Elżanowski. Podkreślił, że stopień eksploatacji i dręczenia zwierząt - norek, lisów i jenotów - na fermach futerkowych jest ogromny. "Są to "obozy zagłady" i to najgorszej kategorii. To, że one do tej pory istnieją, jest hańbą dla cywilizacji" - ocenił. Drugą bardzo istotną zmianą, którą wprowadza projekt, jest - zdaniem zoologa - wprowadzenie zakazu występów cyrkowych z udziałem zwierząt. "To zjawisko ma mniejszą skalę, niż hodowla zwierząt futerkowych, ale to również bardzo brutalny biznes, demoralizujący publiczność - dzieci i dorosłych. Przyglądanie się popisom słoni czy tygrysów, które kiedyś zostały brutalnie zmuszone do posłuszeństwa, to samo zło" - podkreślił specjalista. Zaznaczył, że korzystną zmianą jest też wprowadzenie świadczenia opiekunom zwierząt wykorzystywanym do celów wojskowych i policyjnych, po ich wycofaniu ze służby. Dotychczas standardem było, że tacy opiekunowie - policjanci, żołnierze - nie otrzymywali żadnej pomocy w tym zakresie. W opinii prof. Elżanowskiego bardzo pozytywne jest też ograniczenie komercyjnego, przedmiotowego traktowania zwierząt poprzez wprowadzenie zakazu wykorzystywania ich w konkursach, loteriach, licytacjach, aukcjach, w których zwierzę ma stanowić nagrodę - czyli jest traktowane jak rzecz. Nie wolno będzie ponadto sprzedawać i nabywać produktów pochodzenia zwierzęcego, pozyskanych ze zwierząt domowych, a więc kocich skórek, psiego smalcu, etc. - wymieniał zoolog. "Projekt nowelizacji rozszerza również katalog czynów uznanych za znęcanie się nad zwierzętami, m.in. o takie działania, jak pozostawienie zwierzęcia w złych warunkach atmosferycznych, zaniechania dalszego leczenia go, a także montowanie na budynkach urządzeń mogących powodować zranienie lub skaleczenie ptaków" - tłumaczył specjalista. Według niego proponowane podwyższenie kar za znęcanie się ma wymiar raczej symboliczny. "Wszyscy prawnicy wiedzą, że to nieuchronność kary, a nie jej wysokość, decyduje o skuteczności prawa" - przypomniał. Pozytywne jest jednak ustalenie minimum kary więzienia za szczególne okrucieństwo. Braki projektu Prof. Elżanowski ocenił, że projekt nowelizacji niektórych istotnych spraw nie rozwiązuje. Jak przypomniał, z badania orzecznictwa sądowego (które przeprowadziły Fundacja Czarna Owca Pana Kota i wrocławska Ekostraż) wynika, iż najczęstszą - po faktycznie bezzasadnych doniesieniach - przyczyną umarzania spraw o niehumanitarne traktowanie zwierzęcia i niedopatrywania się w nich znamion przestępstwa jest stosowanie pojęcia "znęcania się" z art. 207 Kodeksu Karnego. Zakłada ono intencjonalne, celowe zadawanie cierpienia. Natomiast w Ustawie o ochronie zwierząt pojęcie to oznacza każde zadawanie cierpienia i dopuszczanie do bólu lub cierpień, również przy okazji eksploatacji zwierząt w celach użytkowych. "Mimo tej oczywistej różnicy, orzeczeń Sądu Najwyższego i licznych fachowych komentarzy, lokalni prokuratorzy i tak wiedzą lepiej, czym jest znęcanie się i często stwierdzają, że gdy ktoś nie chciał celowo zadać bólu i cierpienia - to się nie znęcał" - zauważył prof. Elżanowski. - "Dlatego od dawna postuluję, żeby termin "znęcanie się" ograniczyć do znaczenia z Kodeksu Karnego, a inne przypadki nazywać np. niehumanitarnym traktowaniem i karać je równie surowo, odpowiednio do krzywdy wyrządzonej zwierzęciu". Według specjalisty projekt nowelizacji, mimo drobnych ulepszeń (m.in poprawienia zapisów dotyczących sterylizacji), nie poprawia też zasadniczo losu bezdomnych zwierząt. Pozostawia bowiem możliwość prowadzenia schronisk przez tzw. podmioty gospodarcze dla zysku. Ekspert podkreślił, że prowadzący taką działalność nie zajmują się np. szukaniem adopcji dla zwierząt, ale często je po prostu zabijają. Co więcej, otrzymują na to dofinansowanie z gmin. Profesor sugeruje też, że znakowanie zwierząt i stworzenie ich centralnego rejestru nie rozwiąże problemu bezdomności. "To jest pomocne dla tych ludzi, którzy działają zgodnie z prawem i dbają o zwierzęta, chcą je odnaleźć, gdy zwierzę się zgubi. Ale pozbawieni skrupułów przedsiębiorcy, którzy mają z gminami umowy na pozbywanie się zwierząt, poradzą sobie z tym problemem - psa z chipem można równie łatwo uśmiercić, jak psa bez chipa, jeżeli się nie chce z niego rozliczać" - mówi. Zasugerował, że w każdym powiecie powinna być jednostka odpowiedzialna za los bezdomnych zwierząt, i przynajmniej jedno schronisko. Obecnie w większości powiatów nie ma takich placówek, co - nawet przy dobrej woli - utrudnia gminom humanitarne zapobieganie bezdomności zwierząt. Brak regulacji dotyczących uboju Prof. Elżanowski zwraca też uwagę na regulacje dotyczące uboju. "Nie został w ogóle uregulowany ubój domowy, który obecnie jest +wolną amerykanką+. Przy braku jakiejkolwiek kontroli bywają stosowane sposoby zabijania równie okrutne, jak ubój rytualny" - powiedział. Dodał, że projekt nowelizacji nie zapewnia warunków do tego, aby ubój rytualny rzeczywiście był ograniczony do potrzeb gminy wyznaniowej. "Miałoby to określać minister rolnictwa poprzez rozporządzenie. A rozporządzenia i zmieniający się ministrowie są podatni na naciski rozmaitych grup interesów" - ocenił zoolog. Niewiele zmieni to nawet zapis dotyczący monitoringu uboju i przechowywania go przez trzy miesiące - dodał. "Jaka organizacja pozarządowa będzie mogła wejść na teren prywatny, jakim jest ubojnia, i sprawdzić zapis monitoringu, nawet jeśli będzie miała podejrzenie, że coś źle się dzieje?" - podkreślił. Jak zaznaczył, taki zapis powinien być przesyłany do powiatowego lub wojewódzkiego lekarza weterynarii, który powinien go w razie potrzeby udostępniać zainteresowanym organizacjom pozarządowym.