- Odnosimy wrażenie, że gorąca debata odbywa się w kuluarach sejmowych czy w studiach telewizyjnych. Brakuje takiej debaty w ważnych sprawach na sali sejmowej - argumentował na czwartkowej konferencji prasowej wicemarszałek Sejmu Jerzy Szmajdziński. Jego zdaniem, dobrze by było, aby raz w miesiącu premier lub jego zastępca odpowiadali na pytania posłów. Zdaniem Tadeusza Iwińskiego, taka zmiana w regulaminie wzmocniłaby funkcję kontrolną Sejmu wobec rządu. Zgodnie z propozycją Lewicy, raz w miesiącu klubom przysługiwałoby prawo zadawania pytań do premiera. Pytania do szefa rządu miałyby być w sprawach "o zasadniczym charakterze i odnoszących się do problemów związanych z polityką państwa". Pytania nie mogłyby przekraczać trzech minut. Zapytania do premiera nie byłyby wcześniej zgłaszane, a zadawać by je mogli szefowie klubów parlamentarnych lub upoważnieni posłowie. Każdy z klubów mógłby zadać jedno pytanie podstawowe i jedno dodatkowe. Premier musiałby odpowiadać na pytania wszystkich klubów. Gdy pod koniec sierpnia klub Lewicy zapowiadał tę inicjatywę, premier Donald Tusk powiedział dziennikarzom, że nie ma nic przeciwko temu. - Nie mam złych doświadczeń, jeśli chodzi o moje relacje z opozycją na forum Sejmu. Znam ten obyczaj, trzeba by się zastanowić, jak w ogóle zmienić regulamin Sejmu. Rozumiem, że idziemy w stronę brytyjską, gdzie dialog, przepytywanie czy atakowanie premiera przez opozycję jest systematyczne, permanentne, jest uwzględnione w kalendarzu. Ja osobiście nie mam nic przeciwko temu - mówił szef rządu. Z kolei szef klubu PO Zbigniew Chlebowski ocenił wówczzas, że pomysł Lewicy jest "trochę śmieszny", bo - jak przekonywał - premier bardzo często bywa w parlamencie i bierze udział w wielu debatach sejmowych.