Z informacji tygodnika wynika, że śledczy bliscy są postawienia nowych zarzutów ordynatorowi i to nie tylko o charakterze korupcyjnym. Tymczasem "Wprost" dotarł do kolejnych ustaleń śledztwa. Z zeznań rodzin pacjentów ordynatora wynika, że ludzi ci dawali mu pieniądze, bo jak mówił jeden ze świadków "w Polsce jest przyjęte, że lekarzom trzeba coś dać". Bracia M., (ich ojcu dr G. wszczepił sztuczną zastawkę i gdy okazało się, że w ciele został gazik, zaprzeczał, aby to się mogło stać, i nie zgadzał się na ponowną operację - sprawa opisana we wprost.pl w środę) przyznali, że dwukrotnie wręczyli lekarzowi pieniądze. W sumie zostawili dr G. 1500 zł, pochodzące z emerytury ojca. - Pieniądze te przekazywałem dr G. jako podziękowanie za leczenie ojca i opiekę nad nim. G. nie wyciągał ręki po te pieniądze, a z rozmów z nim nie wynikało, że ich wymaga. Mówił natomiast, że ojcu wszczepił bardzo drogą zastawkę i dawał mu leki z najwyższej półki - zeznawał jeden z braci M. Mężczyzna mówił, że podczas jednej z wizyt zostawił na biurku doktora 1000 zł w banknotach po 100 zł. W tym czasie stan zdrowia jego ojca się cały pogarszał, a ordynator nie powiedział mu, że jedną z przyczyn może być gazik, który na tydzień zostawiono w ciele chorego. Podkreślił, że po tym jak dostał pieniądze, G. powiedział "nie potrzeba", ale nie oddał im gotówki. - Ja i brat wierzyliśmy, że jak zapłacimy dr G. to on będzie lepiej opiekował się naszym ojcem (?) w styczniu nie byliśmy u ojca dlatego, że nie mieliśmy już pieniędzy, aby dać doktorowi G. - wyjaśniał Szymon M.